Prawdopodobnie bus z dziećmi z Domu Dziecka w Chełmnie uciekał przed autem, które jechało z przeciwka i wpadło w poślizg.
- Kierowca busa, który jest chyba najbardziej poszkodowany, na szczęście zachował zimną krew i zjechał w pole, aby uniknąć czołówki - mówi Wojciech Woźny, dyrektor Domu Dziecka w Chełmnie, który natychmiast przyjechał na miejsce wypadku.
Busem podróżowało 12 dzieci i dwóch opiekunów oraz kierowca.
- Pięcioro dzieci i kierowca zostało poszkodowanych - informuje kpt. Artur Tokarczyk z KP PSP w Chełmnie, zastępca dowódcy JRG Chełmno, który dowodził akcją. - Dzieci uskarżały się głównie na urazy kręgosłupa i bóle głowy, ogólny ich stan był dobry. Z busa ewakuować musieliśmy trzy osoby - w tym kierowcę. Reszta podróżujących była poza pojazdami. Poszkodowani trafili do szpitali w Grudziądzu, Toruniu i Bydgoszczy.
W zdarzeniu, jak mówi strażak, udział wzięło też pięć samochodów osobowych, które na siebie najechały.
- Łącznie podróżowało tymi samochodami dziesięć osób, w tym troje dzieci, ale nikomu nic się nie stało - dodaje Artur Tokarczyk. - Aby zapewnić komfort psychiczny pozostałym uczestnikom zdarzenia, kierowaliśmy ich do pobliskiej remizy OSP w Grzybnie.
Jak mówi dyrektor Domu Dziecka w Chełmnie, bus, którym podróżowali jego wychowankowie był wynajęty.
- Podstawiony został drugi bus, ale nasze dzieci już nie kontynuowały wycieczki - dodaje Wojciech Woźny. - Do szpitala trafiło pięcioro z nich. Pozostali przeżyli traumę, zwłaszcza najmłodszy uczestnik był przerażony. Na drodze była szklanka, niczym nie posypano nawierzchni - taki lód, że nawet jak człowiek chodzi to się ślizga!
Dyrektor chełmińskiego Domu Dziecka zdradza, że dzieci jechały do Młynów Wiedzy do Torunia, gdzie miało miło spędzić "mikołajkowy dzień".
- Miały tam być o godzinie 9, potem w MC Donald's na obiedzie, niestety, nie dotarły - mówi Wojciech Woźny. - One są w dobrym stanie - nawet te, które pojechały na badania do szpitala. Gorzej z kierowcą busa - jego stan jest poważniejszy. Auta otarły się - nasz bus i ten z przeciwka, prawą stroną, delikatnie.
Dyrektor zabrał dzieci, które nie wymagały badań do pobliskiego Domu Dziecka w Unisławiu.
- Wziąłem sam najmłodszych do auta, opiekunowie pozostałych, teraz z nimi porozmawiam ja i psycholog, którego poprosiłem o przyjazd - dodaje Wojciech Woźny. - Dla nich to było stresujące przeżycie.
