W latach 50., w czasach stalinowskich, ludzie bardzo się bali wszechwładnej i wszechobecnej bezpieki. Wystarczył donos kogoś „życzliwego”, by trafić na kilka lat za kraty.
Wiele zmieniło się po październiku 1956 roku. Polacy stali się odważniejsi w demonstrowaniu swoich rzeczywistych uczuć. Władza jednak skrzętnie pilnowała, by wszelkie przejawy niechęci wobec Kraju Rad były tępione i ścigane. Nie wszędzie jednak można było tego dopilnować. Taką swoistą oazą wolności stały się, m.in., stadiony sportowe.
13 maja 1973 roku w Bydgoszczy na stadionie Polonii odbywał się półfinał mistrzostw świata par na żużlu. Europa była wówczas podzielona w tej dyscyplinie sportu na strefy wschodnią i zachodnią, a to z racji sukcesów odnoszonych w światowej rywalizacji przez zawodników z Polski, ZSRR i Czechosłowacji. Na mapie speedwaya nie było wówczas w ogóle Danii czy Australii, kryzys toczył również żużel w Szwecji.
W Bydgoszczy wystartowały duety z Polski, ZSRR, Czechosłowacji, Węgier, Jugosławii i Austrii. Niemcy z NRF nie dojechali, w ich miejsce wystawiono drugą polską parę bez prawa awansu.
W tamtych czasach modne było organizowanie uroczystych otwarć. W naszym mieście też tak miało być. Jednym z punktów programu było zrzucenie z samolotu na płytę stadionu baloników z proporczykami - flagami państw startujących w zawodach. Pilot spisał się znakomicie, „przesyłki” spadły dokładnie na murawę. Poza jedną. Tą z flagą ZSRR. Cały stadion zawył radośnie, kiedy symbol znienawidzonego Wielkiego Brata zaczepił się o sznury oświetlenia i wisiał. W balonik kibice rzucali czym popadnie, wreszcie przy ogólnym aplauzie upadł on na tor.
Chwilę później miała miejsce prezentacja. Wszyscy zawodnicy dostali gromkie oklaski, natomiast „przyjaciół” ze Wschodu, jako jedynych, spotkał niemiłosierny huragan gwizdów. Ten odgłos towarzyszył również każdemu ich wyjazdowi na tor. Walery Gordiejew i Anatolij Kuzmin zajęli w zawodach trzecie miejsce za dwoma parami z Polski.