https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia prawie doskonała

Grazyna Ostropolska
Krzysztof planował w barze swoje 18 urodziny. - Zrobimy grilla - mówił do swojej znajomej, Agnieszki J. Około 23. wyszedł. Był trzeźwy. Szedł na dworzec PKP spotkać się z kolegą Damianem N. Kilka godzin później na ułożone w poprzek torów ciało Krzysztofa najechał pociąg.

Krzysztof planował w barze swoje 18 urodziny. - Zrobimy grilla - mówił do swojej znajomej, Agnieszki J. Około 23. wyszedł. Był trzeźwy. Szedł na dworzec PKP spotkać się z kolegą Damianem N. Kilka godzin później na ułożone w poprzek torów ciało Krzysztofa najechał pociąg.

<!** Image 2 align=right alt="Image 94635" >- Mój pomocnik Jan krzyknął, że coś leży na torach. W światłach lokomotywy widział niebieskie spodnie. Było za blisko, żeby wyhamować - zeznawał maszynista. Ekipa dochodzeniowa pojawiła się na miejscu po 20 minutach. Śledztwo w sprawie nagłej śmierci Krzysztofa Kopieniaka, nieopodal dworca kolejowego w Pakości umorzono po 9 miesiącach. „Nie znaleziono dowodów wskazujących na fakt, iż do jego zgonu przyczyniły się osoby trzecie, a w ocenie biegłego patomorfologa należy wykluczyć wersję, że K. Kopieniak nie żył przed przejechaniem go przez pociąg” - brzmiało uzasadnienie Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu.

W to, że popełnił on samobójstwo lub zdarzył się wypadek, nikt w Pakości nie uwierzył. Po pogrzebie Krzysztofa ludzie zaczepiali Kopieniaków - I co? Znaleźli już morderców waszego syna? - pytali. Powtarzali, co na temat jego tajemniczej śmierci szeptali ich sąsiedzi i znajomi. Problem w tym, że ci nie mieli zamiaru dzielić się wiedzą z policją. Powołani na świadków nabierali wody w usta. - Ja niczego takiego nie mówiłam! Nic o tej sprawie nie wiem! - szli w zaparte podczas konfrontacji. Zapanowała zmowa milczenia. Za nią czaił się...

strach.

Sparaliżował Anię, byłą dziewczynę Krzysztofa. Nigdy już nie powtórzyła do policyjnego protokołu tego, co tuż po śmierci chłopaka powiedziała jego siostrze. Ani tego, co znalazło się w notatce służbowej sporządzonej przez policjanta, który dzień później z nią rozmawiał. Na oficjalne już przesłuchania w komisariacie Ania przychodziła w towarzystwie matki. Zasłaniała się przeżytym szokiem i niepamięcią. To, czego Ania nie pamięta lub pamiętać nie chce, znalazło się w zeznaniach Małgorzaty, siostry Krzysztofa:

- Ania była u nas w domu podczas różańca. Powiedziała mi, że brat był ścigany i gnębiony przez kolegów. Wymieniła ksywkę jego kolegi z klasy - Hajdi. To przez niego brat bał się chodzić do szkoły. Mówiła też o chłopaku o pseudonimie Wiluch. Z jej wypowiedzi wynikało, że Hajdi zaopatruje się u Wilucha w narkotyki i dalej je sprzedaje. Brat miał u Hajdiego dług. Był mu winien 20 zł za narkotyki. Hajdi zaczął brata ścigać, bo sam był upominany przez Wilucha. Od Ani dowiedziałam się, że Krychu, dealer spod Pakości, też brata ściga. I że tu też chodzi o dług za narkotyki. Powiedziała mi, że Krychu dwukrotnie próbował brata pobić. Kilka dni przed jego śmiercią Hajdi z kilkoma kolegami wyczekiwał przed zakładem, w którym Ania praktykuje. Bała się wyjść i wrócić do domu. Wiedziała, że oni czekają na Krzysztofa, by ściągnąć od niego

dług.

To dziewczyna Hajdiego próbowała wyciągnąć od Ani numer domowego telefonu Krzysztofa. Ta odmówiła, ale gdy sam Hajdi zaczął ją straszyć, przekazała mu ten numer. Dzień po wizycie Ani w ich domu Małgorzata odebrała telefon od jej matki: - Z informacją, żę Anię odwiedziła dziewczyna Hajdiego, by jej przekazać, że nikt z terenu Inowrocławia nie miał związku ze śmiercią Krzysztofa. Miała to zrobić Pakość - przytacza treść tej rozmowy.

<!** Image 3 align=left alt="Image 94635" sub="Na grobie Krzysztofa nieprzerwanie płonie znicz. Od jego śmierci minęło ponad 6 lat. Rodzice nie mają wątpliwości, że ta tragedia to efekt zbrodni.">Śledczym nie udało się ustalić, kim był mężczyzna, który 2 dni przed tragedią telefonował do Krzysztofa. Żądał spłaty długu, prawdopodobnie go straszył. Wspominają to jego koledzy.

Grzegorz B. : - Wiem od Krzysztofa, że dzwonił do niego Wiluch, mieszkaniec Inowrocławia. Informował, że dług sprzed paru tygodni, który ma u niego Krzysztof, urósł z 35 do 350 zł. Krzysztof się bał. Mówił mi, że jest ścigany. Obawiał się wychodzić z domu. Nawet gdy był w towarzystwie kolegów, nie ruszał się poza osiedle.

Marcin O.: - Krzysztof mi mówił, że ma poważne kłopoty - dług za narkotyki i dobijają go odsetki. Bał się swobodnie poruszać, chodził kątami.

Sylwia B.: - Krzysztof bał się Hajdiego i jego kolegi Pontona. Jak przyjeżdżał do Ani, to wychodził od niej tak, żeby go nikt nie widział.

Wystarczyło, że śledczy przesłuchali kilkanaście osób, z którymi Krzysztof utrzymywał bliższe kontakty i jak na dłoni mieli dealerską siatkę. Tę, która rozprowadza narkotyki w szkołach Pakości i Inowrocławia. Dostarcza je na dyskoteki, organizowane w okolicznych wioskach: Broniewicach, Dąbrowie Mogileńskiej. Mogli tę szajkę rozbić, ale zabrakło chęci. Pobłażliwie spojrzano na dealerskie porachunki. Zbagatelizowano cenne informacje, podawane przez świadków. Wobec tych, którzy wprowadzali śledczych w błąd, nie wyciągnięto konsekwencji. Pogubili się w zeznaniach ci, z którymi Krzysztof spędzał ostatnie chwile życia. Jego dwaj koledzy: Jarosław K. i Jarosław W. próbowali zataić, że kilkanaście godzin przed śmiercią Krzysztof

szukał pieniędzy.

Był tak zdeterminowany, że za 60 zł sprzedał znajomemu sprzęt ze swej siłowni. Jarosław K. i Jarosław W. byli przy tej transakcji. Krzysztof wziął od nabywcy pierwszą ratę - 40 zł. W barze - tak twierdzą świadkowie - na pewno ich nie wydał. W zebranej z torów odzieży nie znaleziono ani grosza.

W śledztwie wyszło na jaw, że drugą ratę, 20 zł, odebrał po śmierci Krzysztofa Jarosław W. - To miało być na kwiaty dla zmarłego Krzysztofa - tłumaczył śledczym, ale rodzina zmarłego jest pewna, że W. przyszedł na pogrzeb bez bukietu. Jeden ze świadków twierdzi, że W. też miał dług u dealera. Z akt wynika, że nikt tego nie sprawdził. Podobnie potraktowano wątek Damiana N. To z nim Krzysztof Kopieniak miał się spotkać na pakoskim dworcu kilka godzin przed swoją śmiercią. Potwierdza to kilku świadków. Krzysztof mówił im, że Damian przyjedzie pociągiem z Piechcina od swojej dziewczyny. Ten zeznaje, że nigdzie wtedy nie wyjeżdżał. Tej niedzieli dziewczyna gościła w jego domu. Odprowadził ją do autobusu o 21.30. O godzinie 22.00 już spał. Tym twierdzeniom zadaje kłam matka dziewczyny. Wiesława M. oświadcza, że tego dnia Damian był u jej córki w Piechcinie. Dochodzi do konfrontacji i kobieta z poprzednich zeznań się wycofuje. Prokuratura umarza śledztwo.

Rodzice Krzysztofa nie mają wątpliwości, że śmierć ich syna to

efekt zbrodni

- Nie jest już dla mnie istotne, czy zabójca syna zostanie skazany - mówi Maria Kopieniak. - Wiem, że gryzie go sumienie. Wierzę, że stanie kiedyś przed sądem ostatecznym i ten go rozliczy. Chcę tylko wiedzieć, jak syn zginął. To dla mnie ważne.

Na grobie Krzysztofa nieprzerwanie płonie znicz. Od jego śmierci minęło ponad 6 lat, ale ból rodziców nie mija. Nie wiedzieli, że syn zażywa narkotyki. - Dziś też nie wiedziałabym, jak taki stan u dziecka rozpoznać - mówi jego matka. Koledzy mówili o Krzysztofie „luzak”. Wesoły, ciekawy życia. Wychowywał się w wielodzietnej, ale zasobnej rodzinie. W jednorodzinnym domu miał siłownię, zapraszał tam kolegów. Pewnie z ciekawości zapalił pierwszą trawkę. Marihuana poprawiła nastrój, więc w niej zasmakował. Gdy nie miał pieniędzy, brał działki na kredyt. Dealerzy naliczyli mu ogromne odsetki, dług zwielokrotniał.

Ktoś stracił cierpliwość? Doszło do bójki? Sekcja zwłok wykazała na czaszce zmarłego „podbiegnięcie krwawe podskórne owalnego kształtu w okolicy prawego ciemienia”.

- Można przypuszczać, że te obrażenia powstały wskutek uderzenia tępym narzędziem, np. kijem bejsbolowym, a nieprzytomnego Krzysztof przeniesiono na tory, by zatrzeć ślady - sugeruje matka Krzysztofa. Chciałaby wierzyć, że nie ma zbrodni doskonałej, ale z upływem czasu jej wiara słabnie.

Śmierć Krzysztofa Kopieniaka nadal pozostaje tajemnicą.

Fakty

Zginął kolejny młody człowiek

Słowa, które po umorzenia sprawy skierowała do śledczych matka Krzysztofa Kopieniaka: „Nie boicie się, że będą kolejne ofiary?”, okazały się prorocze. 3 lata temu w barze w Pakości zginął kolejny młody człowiek. Sprawcą jego śmiertelnego pobicia był Damian N. Ten sam, z którym Krzysztof miał się spotkać tuż przed śmiercią. W lutym 2006 roku Sąd Rejonowy skazał Damiana N. na 6 lat więzienia za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. - Od tego wyroku prokuratura złożyła apelację, ale sąd jej nie uwzględnił - poinformował nas rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, Jan Bednarek.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski