Wziął pan udział w pokazowym meczu memoriału Andrzeja Brończyka, więc naturalnie będzie zapytać o wspomnienia o „Kini”. To był sympatyczny, fajny kolega. Na boisku szybki, dynamiczny, skoczny, na treningach wychodził często z bramki i grał z nami w polu. Graliśmy razem prawie dwa sezony.
[break]
Lubi pan aktywnie spędzać wolny czas?
Chętnie idę sobie pobiegać, ale muszę przyznać, że gram już bardzo rzadko.
Panie prezesie, teraz nawet kibic, który obraził się na polską piłkę, musi powiedzieć, że w naszym futbolu w końcu coś drgnęło. Na grę reprezentacji Polski w eliminacjach mistrzostw Europy i Legii Warszawa w Lidze Europy patrzy się z większą przyjemnością. Pewnie ma pan takie same odczucia?
Wolałbym powiedzieć inaczej, że Polski Związek Piłki Nożnej jest dobrze zarządzany, że mamy nowoczesne stowarzyszenie, sporo młodzieży, że wdrażamy w życie kolejne nowe inicjatywy i projekty. I że do tego reprezentacja zaczęła nie najgorzej. Ogólnie mówiąc, nie mamy powodów do narzekań.
W większości opinii kadrze Adama Nawałki chce się chcieć...
Eee, to takie typowo polskie powiedzenie. Drużynie narodowej zawsze się chce, lecz nie zawsze wychodzi.
Jakby pan określił obecną reprezentację? Jako grupę wojowników ze Szczęsnym, Lewandowskim, Krychowiakiem, Grosickim i Glikiem, czy jako zespół, który powoli dojrzewa i zaczyna wykorzystywać swój potencjał?
W tej reprezentacji jest wszystko. Są rycerze, zawodnicy waleczni, techniczni i o wysokiej jakości. To dobra mieszanka piłkarzy. Miejmy nadzieję, że to przyniesie oczekiwane rezultaty.
Czy jakoś szczególnie pogratulował pan selekcjonerowi wyboru Sebastiana Mili?
Nie, Mila, proszę wierzyć, niczym mnie nie zaskoczył. Zawsze uważałem go za dobrego zawodnika.
Jak daleko w Lidze Europy może zajść drużyna ze stolicy?
W każdym kolejnym meczu legioniści na pewno nie będą faworytem. W piłce czasami brakuje jednak logiki, i każdy z każdym może wygrać. Zobaczymy jak warszawska drużyna będzie przygotowana, w jakim będzie stanie fizycznym i psychicznym. Ale ja generalnie zawsze mówię tak: trzeba wyjść i grać. Pokazać, że grać się potrafi.
Latem 2013 roku przyjechał pan do Bydgoszczy na pierwszy od 19 lat mecz Zawiszy w ekstraklasie, z Jagiellonią Białystok. Po spotkaniu stwierdził pan, że wysoki poziom zaprezentowali tylko kibice. Dziś nie ma ani kibiców, ani wyników... Nie myśli sobie pan czasem, co się w tej Bydgoszczy dzieje?
Mam starą zasadę, że nie lubię się wtrącać w nie swoje sprawy. Ale w tej sytuacji nie ukrywam, że jest mi szalenie przykro. To nie jest często spotykana sytuacja, żeby drużyna, który wywalczyła Puchar Polski, Superpuchar i występowała w Lidze Europy, zajmowała ostatnie miejsce w ekstraklasie. Bydgoszcz na pewno zasługuje na więcej.