Z mgr inż. Ewą Hebą, starszą wizytator z Kujawsko-Pomorskiego Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy, rozmawiała Katarzyna Idczak.
<!** Image 2 align=right alt="Image 138734" sub="Ewa Heba pracuje w kuratorium od ponad dwudziestu lat Fot. Radosław Sałacińśki">MEN przygotowuje zmiany dotyczące kształcenia zawodowego. Podobno, aby zostać stolarzem czy mechanikiem, nie będzie potrzebny już dyplom szkoły zawodowej ani technikum. Do egzaminu państwowego, potwierdzającego kwalifikacje zawodowe, będą mogli podchodzić wszyscy, którzy nauczyli się fachu na otwartym rynku pracy. To rewolucja czy ewolucja?
Nie warto straszyć słowem rewolucja, ale można powiedzieć, że zapowiadają się duże zmiany. Jednym z celów reformy ma być dostosowanie szkolnictwa zawodowego do bieżących potrzeb rynku pracy i właśnie dlatego wszystko idzie ku lepszemu. Ale prace nad reformą szkolnictwa zawodowego trwają i jeszcze za wcześnie, aby mówić o jej szczegółach.
Dlaczego zmiany idą właśnie w tym kierunku?
Słyszymy ze wszystkich stron, że struktura szkolnictwa zawodowego i zawody, których się uczy w tych szkołach, nie są dostosowane do potrzeb rynku pracy i kształcą przyszłych bezrobotnych. Mówi się, że absolwenci nie spełniają wymagań pracodawców albo nie przystępują do egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe, co zmniejsza ich mobilność na rynku pracy. Ogólnie rzecz biorąc, efektywność kształcenia zawodowego jest nisko oceniana. Tymczasem na jego jakość i efektywność ma wpływ wiele czynników, m. in. stan prawny, ekonomia, organizacja. Nie bez znaczenia pozostaje deficyt wyposażenia szkół ponadgimnazjalnych w nowoczesne pracownie, brak dostępu do nowych technologii bezpośrednio w miejscu pracy, małe zainteresowanie pracodawców praktykami zawodowymi, przestarzałe kwalifikacje nauczycieli zawodu i brak nauczycieli zawodu.
Mamy przez to rozumieć, że technika i szkoły zawodowe nie radzą sobie i są skazane na porażkę?
Szkoły radzą sobie doskonale w ramach możliwości finansowych, kadrowych i organizacyjnych. Musimy pamiętać o tym, że jeszcze nie tak dawno w latach 90. likwidowano szkoły zawodowe, bo priorytetem było podniesienie wskaźnika wykształcenia średniego młodego pokolenia. W rezultacie jak grzyby po deszczu, powstawały licea ogólnokształcące, bo można było je otwierać najszybciej, najłatwiej i bez dużych nakładów finansowych. Dziś odczuwamy skutki - niektóre licea reprezentują niski poziom, a zlikwidowaną bazę kształcenia zawodowego trudno odbudować….
<!** reklama>Przeciwnicy realizacji projektu ostrzegają, że kiedy potencjalni uczniowie będą mogli wybierać pomiędzy szkołą a zdobywaniem doświadczenia w pracy, wybiorą pracę. W rezultacie zawodówki nie będą miały kogo uczyć i zaczną upadać...
Nie widzę żadnego zagrożenia dla szkół zawodowych. Nie możemy zapominać o tym, że, oprócz umiejętności czysto zawodowych, ważne są też znajomość języków obcych, umiejętności komunikacyjne, informatyczne, pracy w grupie itp. Obecnie struktura kształcenia zawodowego skierowana jest głównie do osób, które kończą na tym etapie swoją edukację. Jednak nie wszyscy absolwenci od razu podejmują pracę. Należy mieć na względzie również tych, którzy myślą o studiach, zwłaszcza studiach technicznych. Szkoła ma za zadanie nie tylko przygotować ucznia do funkcjonowania na rynku pracy, ale także do dalszego kształcenia.
Od ponad dwudziestu lat pracuje Pani w bydgoskim kuratorium. Jak ocenia Pani zapowiadane zmiany?
Reforma jest potrzebna i to nie ulega wątpliwości. Każda zmiana wywołuje emocje, niesie z sobą obawy, więc myślę, że i reforma szkolnictwa zawodowego też będzie je powodowała. Ale jest za wcześnie, aby dzisiaj mówić o problemach. Reforma ma wejść w życie dopiero w 2012 roku.
Opinia. Uczeń powinien mieć mistrza.
Jan Stoppel, znany i ceniony mistrz fryzjerski, odznaczony „Szablą Kilińskiego” - najwyższym honorowym odznaczeniem cechu rzemieśliczego.
- Do zawodu trafiłem ponad pięćdziesiąt lat temu. Początki były takie, że od rana miałem praktyki w prywatnym zakładzie fryzjerskim, a wieczorami chodziłem do ówczesnej szkoły fryzjerskiej. W mojej ocenie szkoła i teoria stanowią uzupełnienie zawodu. Dobry uczeń - przyszły fachowiec - zdobywa wiedzę pod okiem mistrza i potrafi wyciągnąć z takiej nauki jak najwięcej. W dzisiejszych czasach niezwykle istotny jest również element samokształcenia. Fryzjerstwo to sztuka i oprócz umiejętności praktycznych trzeba znać wszystkie trendy i zdobywać wiedzę na temat preparatów, najnowszych kosmetyków. I właśnie to jest coś, czego brakuje w polskich szkołach fryzjerskich, a czego młody adept sztuki doświadczy w renomowanych salonach. Nieraz miałem okazję przekonać się, że za granicą standardy w zawodowych szkołach fryzjerskich są wyższe. Na przykład w Danii czy w Niemczech zawodówki mają podpisane kontrakty z producentami kosmetyków i narzędzi, w związku z czym od samego początku młodzi mogą pracować używając najlepszych akcesoriów. Dla prawdziwego fryzjera zawód to pasja i rozwija ją przez cały czas. Nie wystarczy postarać się o dyplom i odbębnić osiem godzin pracy. W tym fachu niezbędny jest również bezpośredni kontakt z klientem. A o tym się w szkołach nie mówi, bo brakuje tam salonów i prawdziwych klientów.