Po ostatnich meczach w I lidze nikt nie może powiedzieć, że do ekstraklasy na pewno awansują Cracovia i Zawisza, tak jak fachowcy zakładali przed sezonem. Bo mają stadiony, frekwencję, pieniądze i tradycję. Wyniki uzyskane w minionej kolejce, a zwłaszcza dramaturgia w ostatnich sekundach, podnosi na duchu. Coś się jednak zmienia.
<!** reklama>
I nieważne, że Flota w sobotę odebrała Bydgoszczy możliwość cieszenia się z awansu na własnym boisku... Bo przecież jeszcze lepsze numery działy się w Niecieczy, gdzie Olimpia grając o nic, ale do końca, doprowadziła niecieczan do płaczu. A właściwie sam niesamowity bramkarz Michał Wróbel, który wyspecjalizował się w celnych główkach w ostatnich akcjach meczów (wcześniej w Katowicach).
I co mają mówić kibice Cracovii, którzy musieli znowu obejrzeć niepowodzenie swoich piłkarzy, i to na własnym boisku (co ciekawe punkty urwała tam też Olimpia po remisie 0:0). GKS Tychy na boisku „Pasów” wygrało 1:0 i postawiło Cracovię w kłopotliwym położeniu.
Tyscy piłkarze znaleźli się między młotem a kowadłem, bowiem musieli zagrać w meczu przyjaźni kibiców, pamiętając też, że jest również sztama GKS z Zawiszą. Żeby się nie jąkać piłkarze dowodzeni przez Piotra Rockiego po prostu zagrali dla siebie i dla klubu.
Tak kombinując, zastanawiam się z kim przyjaźnią się kibice Polonii Bytom? Wolę nie wiedzieć przed sobotnim meczem na Śląsku. Tak jak nie powinno obchodzić to podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza. Jeśli chce się grać w ekstraklasie, to takie spotkania jak w Bytomiu po prostu trzeba wygrywać. Bez oglądania się na innych i bez względu na kibicowskie sympatie.
Czyli w sobotę odrabiamy... sobotę.
Marek Fabiszewski