Pierwsze zwycięstwo Mariusza Rumaka (nie liczę oczywiście wygranej 4:0 z Nielbą Wągrowiec w sparingu): obcokrajowcy w Zawiszy na poniedziałkowym popołudniowym treningu sami z siebie pozdrawiali i zagadywali po polsku dziennikarzy.
No proszę, pęd do wiedzy w narodzie piłkarskim jednak nie zanikł. Co prawda jest on pod presją, wymuszony przez nowego szkoleniowca, ale liczą się chęci, dobra wola i otwarty umysł. Jak w każdej nauce.
Podobno Vasco nawet nie czekał na zorganizowanie lekcji przez klub, tylko sam wynajął nauczycielkę(a) języka polskiego.
Z Zawiszą rozstali się już trener Jorge Paixao i jego asystenci. W ubiegłym tygodniu Radosław Osuch rozwiązał z nimi kontrakty. Z tego co mi wiadomo portugalscy trenerzy chcieli roczną kasę z 2-letniego kontraktu. Ale jak się skończyło, wiedzą tylko właściciel i prezes klubu.
Z Gdańską żegna się też dwóch piłkarzy: Joshua Silva i David Fleurival. I wcale mnie to nie dziwi.
Już wcześniej ktoś mądry powiedział, że gdy obcokrajowiec trafia do polskiej ligi, powinien być dwa razy lepszy od naszego piłkarza. Myślę, że trener także. A nie zawsze jest to normą. Nad Wisłę i Brdę trafiają różni zawodnicy, może i tańsi, ale czy lepsi?
Coraz bardziej zaczynam rozumieć Michała Probierza, który zniesmaczony napływem trenerów z zagranicy zaczął się produkować po niemiecku w happeningach na pomeczowych konferencjach.
Biała Gwiazda to aktualny lider T-Mobile Ekstraklasy i jedyna drużyna, która w tym sezonie jeszcze nie przegrała. Smuda znowu czyni cuda?
Ostatnio Franz rozmarzył się mówiąc: - Na europejskie puchary kadra jest za szczupła, przydałoby się pięciu, sześciu zawodników, którzy by wzmocnili zespół, nie chcę przegrać z traktorzystami.
Od razu przypomina się ubiegły sezon, gdy drużyna prowadzona przez Ryszarda Tarasiewicza właśnie od wygranej 3:1 z Wisłą rozpoczęła serię zwycięstw z kolejnymi mistrzami Polski.
I przypomina się też to, że Biała Gwiazda rok temu podobnie dobrze grała w pierwszej części sezonu, by po przerwie zimowej zmienić się nie do poznania. No tak, ale do zimy jeszcze daleko i nie ma co liczyć na szybką zadyszkę krakusów.
Przyszłość Zawiszy jest w głowach i nogach samych bydgoszczan. Jednak każda seria, dobra i zła, ma kiedyś swój koniec. Piątkowy mecz Zawiszy z Wisłą jest dobrą okazją.
Zapytałem w poniedziałek trenera Rumaka, czy o Wiśle myśli teraz tyle samo, co o Zawiszy (o Lechu nie wspomniałem, choć pewnie były klub i zespół też siedzi w głowie trenera).
- Zawsze interesuje mnie przede wszystkim mój zespół. O Wiśle myślę tyle, ile jest konieczne. Co z tego, że z powodu kartek nie zagra z nami Arek Głowacki? Wisła ma taką siłę w ataku, że może im to w ogóle nie przeszkadzać. Ktoś tam zapewne go zastąpi - wyjaśnił „Expressowi” Rumak.
A ta siła w ataku Białej Gwiazdy, to przede wszystkim Semir Stilić, były zawodnik Lecha. I tak koło się zamyka. Tak czy owak, zawsze Kolejorz. I Zawisza też.
Mariusz Rumak w meczu ligowym z Zawiszą zadebiutuje w Bydgoszczy, ale na drugi mecz pojedzie do Poznania.
- To tak, jakby trener zagrał dwa mecze u siebie - śmieje się Łukasz Skrzyński, dyrektor sportowy.
Ale Lech dopiero w przyszłą sobotę. Jeśli Zawisza przebudzi się z Wisłą (wszyscy na to liczą, po to Rumak zastąpił Paixao), to wyjazd do Poznania może być całkiem przyjemną podróżą po złote runo dla nowego trenera.
A jakiego Zawiszę kibice zobaczą w piątek? - Mogę powiedzieć, jakiego ja chciałbym zobaczyć - mówi Mariusz Rumak w rozmowie z „Expressem”. - Uważnego w obronie, mądrego w środku pola i skutecznego w ataku.