https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast welonu trucizna i siekiera

Grażyna Ostropolska
Bohater głośnych afer gospodarczych i jego konkubina kłócą się o majątek. Cierpi ich dziecko. Elżbieta G.: - Z siekierą mnie gonił, bo powiedziałam, że zeznam wszystko, co o nim wiem. Nagrania poszły do prokuratury. Zbigniew S.: - Próbowała mnie otruć. Wsypała mi do kawy środek powodujący ścięcie hemoglobiny. Przeszedłem śmierć kliniczną.

Bohater głośnych afer gospodarczych i jego konkubina kłócą się o majątek. Cierpi ich dziecko. Elżbieta G.: - Z siekierą mnie gonił, bo powiedziałam, że zeznam wszystko, co o nim wiem. Nagrania poszły do prokuratury. Zbigniew S.: - Próbowała mnie otruć. Wsypała mi do kawy środek powodujący ścięcie hemoglobiny. Przeszedłem śmierć kliniczną.

<!** Image 2 align=right alt="Image 137153" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Po wielkiej miłości i kilkunastu latach konkubinatu nadszedł czas wzajemnych oszczerstw i eskalacja nienawiści. Donosy, pozwy, podsłuchy, policyjne interwencje. Chciałoby się powiedzieć: to sprawa prywatna. Nie można, bo ofiarą brudnych rozgrywek dorosłych jest ich dorastające dziecko.

„Nienawidzę dzisiejszego dnia. Co będzie, kiedy obudzę się jutro. Słodkie sny przynoszą zło...” - tak dwunastolatka zapisuje swoje myśli. Towarzyszy jej stan zagrożenia: „Ktoś z nich chciałby cię zniszczyć, ktoś z nich chciałby upaść z twych rąk. Ktoś z nich chciałby cię połknąć, ktoś chce nakarmić cię sobą... ”

- Czy tak myśli dziecko? - pyta zaniepokojona matka. Rozmawiała o córce ze szkolnym pedagogiem.

- Ona się o panią boi - usłyszała. - Córka jest świadkiem domowych awantur. Słyszy, jak S. mnie straszy, mówi, że pójdę do kryminału albo że mnie wywiozą i będą ciągnąć za samochodem. Ja się go boję, córka też. Przywożę ją i odbieram ze szkoły. W weekendy wyjeżdżamy z domu - mówi pani G.

<!** reklama>- To ja martwię się o córkę. Ela nie chce mi powiedzieć, gdzie ją wywozi. Zamontowałem w jej aucie specjalne urządzenie i już wiem. Ona meliny odwiedza - twierdzi S. Nie podoba mu się jej towarzystwo - To moi wrogowie i policyjni konfidenci. Podpowiadają Eli, jak się mnie pozbyć i przejąć mój majątek - sugeruje i dodaje: - Bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to

zawsze chodzi o pieniądze.

Zbigniew S. zawsze je miał. Na przełomie lat 80. i 90. uchodził za jednego z najbogatszych ludzi w regionie. Mówiło się o nim: zdolny biznesmen. Wielkie pieniądze zarobił na sprowadzanej z Niemiec taniej elektronice. Omijał cło, rozkładając sprzęt na części i składając go ponownie w polskich montowniach. Stworzył kantor kredytowo-maklerski „Loan Banc” i przedsiębiorstwo „Pol-Tech”. Przejął dwie lokalne gazety: „Ilustrowany Kurier Polski” i „Dziennik Wieczorny”. Założył firmę w Korei Płd., skąd sprowadził do Polski pierwsze hundaye i jeepy asie. Zarzucono mu wtedy oszustwa celne. To był początek końca jego błyskotliwej kariery. Od połowy lat 90. mówiło się o Zbigniewie S.: „aferzysta”. Prokuratura zarzucała mu m.in.: wyłudzenie kredytów z Pomorskiego Banku Kredytowego oraz pieniędzy od klientów „Loan Banku”, a także bezprawne przejęcie akcji Bydgoskiego Banku Komunalnego.

- Przegrałem tylko jeden z pięciu wytoczonych mi procesów - broni się S.

Dostał 3 lata, za kratami spędził prawie 2. Zwolniono go z więzienia warunkowo. Teraz domaga się odszkodowania za kilkumiesięczny areszt. - Nie zaliczono mi go w poczet odbywanej kary. Żądam 100 tys. zł odszkodowania - pokazuje pozew. Pięć razy tyle zamierza wyegzekwować od byłej konkubiny - Dostanie nauczkę - zapowiada. - Przekona się, że kłamstwem daleko nie zajedzie. Nie chce rozliczyć się ze wspólnego majątku polubownie, to dostanie nakaz zapłaty. Przyślę jej komornika.

- Ja ci wszystko zostawię. Pod warunkiem, że zabiorą to twoi wierzyciele - odgryza się Elżbieta G. Ale pan S. jest spokojny: - Na wszystko mam papiery, żadnych wierzycieli nie mam - przekonuje.

- On niczego się nie boi i za nic nie ponosi kary - żali się kobieta. - Inni idą siedzieć za drobne złodziejstwo, a S. za swoje oszustwa przesiedział zaledwie półtora roku. I jeszcze tym się chwali. Mówi, że ma znajomości, zbiera na ludzi haki. Nikt mu nie podskoczy. Mnie też załatwi. Sposobem to zrobi, tak mówi. Moich świadków też zastrasza - twierdzi pani G. W marcu wysłała pismo do Wydziału Penitencjarnego Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Pisze w nim: „W imieniu własnym i mojej nieletniej córki zawiadamiam o naruszeniu zasad warunkowego zwolnienia z odbywania kary przez Zbigniewa S. Wbrew mojej woli, fałszując mój podpis na zaświadczeniu, pan S. bezprawnie zameldował się w moim domu. Jestem, wraz z córką, zastraszana. Obawiam się spełnienia groźby pobicia i pozbawienia mnie życia. Jestem u granic psychicznej wytrzymałości”.

- Palcem Eli nie tknąłem, bo to nie w moim stylu - broni się S. - A w tym domu zawsze mieszkałem i nadal mam prawo mieszkać, bo to moja współwłasność. Najpierw kupiłem na nazwisko Eli mieszkanie w Fordonie, a 6 lat później ten dom pod Bydgoszczą. Chciałem zapewnić godne warunki i przyszłość naszemu dziecku.

Toczyły się wtedy procesy, panu S. groziły wyroki, mógł stracić cały majątek. Jego część, twierdzi, ukrył pod nazwiskiem konkubiny. Ma dokument z 2002 r. dający mu prawo decydowania o zbyciu domu, jego obciążeniu i sprawach meldunkowych.

- Mój podpis pod tym dokumentem został sfałszowany - oświadcza pani G. - Odziedziczyłam po rodzicach dom w Tucholi, sprzedałam go i za to kupiłam tę nieruchomość.

Dowodem na prawdomówność G. ma być proces rozwodowy pana S.

- Jego syn domagał się ujawnienia ukrytego przed rodziną majątku ojca. Zrobił zdjęcia tego domu i mnie powołano na świadka - słyszymy od pani G. - Dowiodłam, że to moja własność.

- I kłamałaś Elu. Kłamałaś! - wytyka jej konkubent. - Ktoś tą kobietą kieruje - twierdzi. Podejrzewa, że robi to jego były wspólnik. Boksują się obaj w sądzie o to,

kto kogo przekręcił.

Z grubsza biorąc chodzi o milion.

W sądzie wspólnik S. przegrał.

- Ma mi oddać pieniądze - pan S. pokazuje sądowy nakaz zapłaty oraz prokuratorskie postanowienie o umorzeniu śledztwa. Dawny wspólnik próbował dowieść, że S. nie zapłacił mu za nieruchomość sprzedaną spółce „M”. Zbigniew S. przekonuje, że wspólnik ukrył przed nim obciążenia kamienicy i własne długi: - A Ela zeznawała na jego korzyść - wyznaje z żalem.

- Bo to prawda - twierdzi pani G. - S. mi mówił, że ta spółka to kura znosząca złote jajka. Chciał, żebym brała udział w przekręcie. Odmówiłam, a potem dostałam wezwanie na policję. Podrobiono mój podpis na blankiecie kredytowym. Występowałam tam jako pełnomocnik zarządu spółki „M”. Nigdy nie pełniłam takiej funkcji - zastrzega.

- Gdy ja siedziałem w więzieniu, ona wynosiła wspólnikowi moje dokumenty, a ten robił donosy na policję - S. zarzuca konkubinie nielojalność. - Życie jest brutalne. Ale tego, że ta kobieta obróci się przeciwko mnie, nie przewidziałem. Naiwny jestem. Ela odwiedzała mnie w więzieniu co tydzień - wspomina. - W sierpniu ub.r. zabrałem ją i córkę na wczasy do Grecji. Planowaliśmy nawet nasz

ślub na Florydzie

Nie wyszło. W październiku S. nabrał podejrzeń. - Ela namówiła mnie na dancing w klubie „Medyk” - wspomina. - W lokalu tłok, a na nasz widok wstaje trzech mężczyzn i zwalnia stolik. Potem widzę, że Ela idzie do toalety i po drodze rozmawia z jednym z nich, takim łysolem, który okazał się policjantem i zeznawał przeciw mnie. Ela zamówiła butelkę wódki. To była zasadzka. Ledwie ruszyłem autem, podjechała policja. Straciłem prawo jazdy na rok.

- Ale i tak jeździł - twierdzi pani G., a on nie zaprzecza. - Bo musiałem - mówi. - Zapłaciłem mandat: cztery razy po 50 zł za brak prawa jazdy i rok minął.

Ten ostatni rok obfitował we wzajemne

oskarżenia i donosy.

Elżbieta G. oskarżyła S., że podrabiając jej podpis, pobrał nadpłatę za prąd. S. nie pozostał jej dłużny. - Po tym, jak Ela wymyśliła, że wymelduje mnie z domu i zeznawała na korzyść mojego byłego wspólnika, zacząłem podejrzewać spisek - mówi.

W kwietniu S. złożył w prokuraturze wniosek o ściganie G. z urzędu. Napisał: „Elżbieta G., ulegając namowom osób z kręgu pana X (mojego byłego wspólnika), postanowiła zawłaszczyć prawa do zakupionych na jej nazwisko nieruchomości i wspólnie z nimi zaplanowała wsypanie mi do kawy środka farmakologicznego powodującego ścięcie hemoglobiny i zakrzepy krwi. To było podczas widzenia w więzieniu. Następstwem była moja śmierć kliniczna. Uratowano mnie cudem. Wcześniej podejrzewałem, że to sprawka policjanta, który mnie przesłuchiwał na komendzie. Potem skojarzyłem fakty. Proszę o pilne wdrożenie śledztwa. Bo obawiam się eskalacji zamach na moje życie”.

- To wymysły - twierdzi pani G. Przesłuchiwano ją w tej sprawie.

Teraz S. oskarżenie wycofał: - Nie chcę by za próbę zabójstwa sądzono matkę mojego dziecka - wyjaśnia.

- Szkoda, byłoby śmiesznie - mówi pani G.

Fakty

Relacje ojca z córką

Z opinii szkolnego pedagoga o córce Zbigniewa S. i Elżbiety G.: „Uczennica sprawia wrażenie osoby zagubionej. Przeżywany stres i bycie świadkiem nieustannych konfliktów rodzicielskich oraz ofiarą nieprzemyślanych i raniących zachowań ojca sprawia, że dziecko wysyła sygnały, świadczące, iż jest u kresu wytrzymałości psychicznej. Myślała o tym „żeby skończyć ze sobą, bo i tak się nic nie zmieni, dopóki ojciec przebywa na wolności”. Dziewczynka jest silnie związana z matką, obawia się, że ojciec może jej zrobić coś złego”.

5 października Rejonowy Sąd Grodzki w Bydgoszczy wydał wyrok nakazowy. Uznał oskarżonego Zbigniewa S. winnym znęcania się nad Elżbietą G. i córką. Zarzucił mu wszczynanie awantur i wyzywanie obu kobiet, a także szarpanie byłej konkubiny i grożenie jej pozbawieniem życia. Wymierzył mu 10 miesięcy ograniczenia wolności. S. ma przez 30 godzin w miesiącu wykonywać nieodpłatnie prace społeczne. - Wniosłem sprzeciw - informuje S. - Domagam się normalnego procesu. Będę się bronić.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski