Reprezentacje Australii i Polski uzupełniły stawkę finalistów Drużynowego Pucharu Świata. Walka o medale w sobotę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 58232" sub="Migawka z XIII wyścigu wczorajszego turnieju. Na czele Tomasz Gollob. W białym kasku Peter Karlsson, a stawkę zamyka Emil Sajfutdinow. /Fot. Jarosław Pabijan">Przed zawodami jedyną niewiadomą była dyspozycja Rune Holty, który narzekał na bóle karku. Ostatecznie, po czwartkowym treningu, trenerzy Marek Cieślak, Mirosław Kowalik i Piotr Żyto zdecydowali się posadzić Norwega na ławce rezerwowych, a do boju desygnować Damiana Balińskiego.
W porównaniu z półfinałami zmiany zaszły także w ekipach Szwecji i Rosji. W drużynie Trzech Koron miejsce kontuzjowanego Antonio Lindbaecka zajął Andreas Jonsson, a pozycja rezerwowego przypadła Sebastianowi Aldenowi (w Coventry był nim Magnus Karlsson).
Z kolei w zespole Rosji uraz ręki uniemożliwił start Siergiejowi Darkinowi. Jego miejsce zajął Danił Iwanow.
<!** reklama left>Do X wyścigu z przerażeniem obserwowaliśmy jazdę biało-czerwonych. Polacy słabo wychodzi spod taśmy, gubili się na pierwszym łuku, a na dystansie byli znacznie wolniejsi od rywali. Nerwowo było w naszym teamie, a także na trybunach. Zniesmaczeni kibice zaczęli nawet gwizdać na swoich pupili.
Przebudzenie gospodarzy nastąpiło od trzeciej serii wyścigów. Dość powiedzieć, że w ostatnich piętnastu gonitwach Polacy ani razu nie przyjeżdżali na ostatnim miejscu i tylko raz wywalczyli 1 oczko (Damian Baliński w XXIII biegu).
Fantastyczna końcówka sprawiła, że Polacy po XXI wyścigu objęli nawet prowadzenie. Przed finałowym biegiem biało-czerwoni i Australijczycy mieli po 50 punktów. W ostatniej odsłonie Leigh Adams zapewnił „Kangurom” zwycięstwo.
Pomimo awansu, trener Marek Cieślak nie do końca był zadowolony z postawy swoich podopiecznych.
- Nasi zawodnicy popełniali błędy na łukach. Mam nadzieję, że w sobotnim finale będzie inaczej - skomentował selekcjoner.