[break]
2 lutego 1935 roku niemal wszyscy dorośli mieszkańcy Bydgoszczy od rana mówili wyłącznie o tym, co zdarzyło się poprzedniego dnia w domu przy ul. Gdańskiej 136. Znaleziono tam zwłoki samotnie mieszkającej w skromnym dwupokojowym mieszkanku kobiety, służącej z zawodu, 75-letniej Marii N. Ciało leżało na podłodze, głowa staruszki była okrutnie zmasakrowana, a w mieszkaniu panował wielki nieład, sugerujący, iż zabójca(y) poszukiwali kosztowności i pieniędzy.
Pies został zmylony
Policyjny pies nie znalazł tropu. Okazało się, że zbrodniarz(e) przewidział użycie przez tropicieli psiego nosa i rozsypał umyślnie przy progu tabakę, a pod oknem, przez które opuścił mieszkanie, rozlał mydliny(!) Przepytani przez policję sąsiedzi przypomnieli sobie, że dzień wcześniej jedna z mieszkanek domu, niejaka Wanda K., rozmawiała w godzinach rannych wewnątrz sieni dość długo z nieznaną kobietą. Obie zachowywały się podejrzanie.
Płaszcz wskazał, kto to
Inny lokator skojarzył, że z mieszkania ofiary zniknął niebieski, bardzo charakterystyczny, męski płaszcz z gabardyny.
Niebawem policja zastukała, by zasięgnąć języka, do drzwi właśnie Wandy K. Ta otworzyła je ubrana w... poszukiwany niebieski płaszcz.
24-letnia kobieta została natychmiast aresztowana. Następnego dnia zatrzymano na podstawie podanego przez sąsiadów rysopisu jej wspólniczkę, o rok starszą Zofię S. Obydwie kobiety do zbrodni przyznały się dopiero po prawie trzech tygodniach nieustannych przesłuchań.
Młotkiem w głowę
Motywy ich działania były trudne do zrozumienia. Obydwie kobiety nigdy wcześniej nie były karane. Starsza, Zofia, nawet była mężatką i miała dziecko, jednak porzuciła rodzinę.
Jak wynikało ze śledztwa, krytycznego dnia kobiety pod nieobecność ofiary weszły do jej mieszkania, wybijając okno w kuchni. Tam oczekiwały na powrót lokatorki do mieszkania. Kiedy Maria N. wróciła do domu, Wanda K. popchnęła ją mocno od tyłu. Kobieta upadła twarzą do podłogi, a wówczas Zofia S. uderzyła ją parokrotnie młotkiem w tył głowy, powodując utratę przytomności i w efekcie śmierć. Zabójczynie przeszukały mieszkanie. Znalazły i zabrały 8 zł 50 gr w gotówce, odzież i trochę żywności. Potem rozsypały tabakę i wylały mydliny, by zatrzeć ślady.
Zbrodni winna bieda
Morderczynie przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy stanęły 18 czerwca 1935 roku. Przy wypełnionej po brzegi publicznością sali jako pierwsza zeznawała Zofia S. Wskazała, że do zbrodni namówiła ją jej znajoma, Wanda, twierdząc, że stara N. ma w domu mnóstwo pieniędzy. Do współudziału w zabójstwie popchnęła ją bieda. Dziewczyna twierdziła, że mąż wyrzucił ją z domu, nie mogła od dłuższego czasu znaleźć pracy, żyła na łasce znajomych, a nie chcąc żebrać - głodowała.
Wanda K., obwiniona o inspirację tej zbrodni, nie broniła się praktycznie wcale, sprawiała wrażenie obojętnej. - Tak - mówiła - chciałam zdobyć pieniądze. Widziałam, jak ta stara liczyła srebrne monety. Miała ich mnóstwo. Nie wiem, co z nimi zrobiła...
Po zakończeniu przewodu sądowego szmer przeszedł po sali, kiedy głos zabrał prokurator: „Wnoszę o najsurowszy wymiar kary, o zastosowanie kary śmierci wobec obu oskarżonych” - powiedział.
Skazana na dożywocie
Po godzinnej naradzie sąd w grobowej ciszy panującej na przepełnionej sali odczytał wyrok. Zofia S. skazana została na dożywotnie więzienie, a Wanda K. na karę 12 lat pozbawienia wolności.