Wciąż trwają poszukiwania osoby, którą w niedzielę widziano, jak płynęła Wisłą na wysokości Fordonu i nagle zniknęła pod wodą. Tak brzmiało zgłoszenie.
- Zwłok jeszcze nie znaleźliśmy, ale delikatnie łączymy to zdarzenie z zaginięciem 39-letniego mieszkańca Fordonu - mówi podkom. Przemysław Słomski z KWP w Bydgoszczy. Czy zgłoszenie nie było głupim żartem, pokażą najbliższe dni albo nawet godziny.
Tymczasem głupich dowcipnisiów, którzy igrają ze służbami ratowniczymi i policją, wciąż nie brakuje.
Liczą, kiedy chce sąd
Pod koniec ub. r. ktoś zaangażował policję w szukanie bomby w szpitalu MSW w Bydgoszczy. Niczego nie znaleziono, sprawcy zamieszania też nie. Z kolei sprawca ewakuacji biur Radka Sikorskiego dostał rok i 4 miesiące w zawieszeniu i nakaz zapłaty 5 tys. zł.
Te ostatnie - jak zwroty kosztów akcji - zdarzają się rzadko.
650 zł miała zapłacić kobieta, która powiadomiła policję o zaginięciu matki pod Bydgoszczą. - Rzadko liczymy te koszty, bo w większości przypadków nie idą nawet w tysiące złotych - mówi kpt. Aleksandra Starowicz z Komendy Miejskiej PSP w Bydgoszczy. - Jeśli nawet sąd zdecyduje o ich zwrocie, pieniądze trafiają do budżetu centralnego, nie do nas.
Policja liczy tylko wtedy, kiedy chce tego sąd. Czyli prawie nigdy.
Kara razy dziesięć
Jeszcze dwa lata temu przestępstw związanych z fałszywymi zgłoszeniami było w regionie 46, rok temu - 29. Jednak wykroczenia o takim charakterze trzeba już liczyć w setkach.
MSWiA chce zaostrzenia kar finansowych dla ich autorów. Za zgłoszenie, które nie doprowadziło do ewakuacji obiektu, teraz sąd może nałożyć 1,5 tys. zł grzywny. Rząd myśli, żeby stawkę tę już zwiększyć nawet dziesięciokrotnie.