Rozmowa z dr. ŁUKASZEM WOJTKOWSKIM z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
<!** Image 2 align=none alt="Image 178741" sub="Łukasz Wojtkowski /fot. Grzegorz Olkowski">Na co liczą politycy prowadząc kampanię wyborczą w Internecie?
Przede wszystkim liczą na wzrost poparcia, zwłaszcza wśród młodych wyborców. Mam jednak wątpliwości, czy prowadzenie kampanii w Internecie przełoży się na większą frekwencję wyborczą albo lepszą jakość polityki uprawianej przez partie. Niemniej marketing polityczny prowadzony w sieci jest coraz ciekawszy i skuteczniejszy. Politycy dobrze wiedzą, że z Internetu korzysta już ponad połowa Polaków.<!** reklama>
Do jakiego wyborcy można trafić przez Internet?
Głównie do wyborcy z większego miasta, mającego od 18 do 40 lat, który korzysta z nowych technologii i nie ma problemów z pozyskiwaniem informacji z sieci. Np. studenci na ogół nie mają telewizorów, ale każdy z nich ma dostęp do Internetu. Natomiast wiele starszych osób i tych z mniejszych miejscowości preferuje telewizję, radio i prasę jako źródło informacji politycznej.
Czy internauci chętnie zaglądają na strony polityków?
To, czy jakiś kandydat do parlamentu jest czytany w Internecie, zależy przede wszystkim od niego samego. Powinien zamieścić w sieci materiał, który od razu wzbudziłby zainteresowanie internautów. Dlatego materiały muszą być krótkie i pokazywać kandydata w sposób nowoczesny. Nie można zapominać o aktualizacji stron.
Okazuje się jednak, że politycy niespecjalnie o to dbają. Niektórzy ostatnie aktualizacje wprowadzali 2-3 miesiące temu, a inni przestali to robić już pierwszego dnia po wyborach, często nawet nie umieszczając podziękowań dla swoich wyborców.
W jakim stopniu Internet wpływa na wyborcze decyzje Polaków?
W Polsce Internet jest na trzecim miejscu, zaraz za telewizją i prasą. Z wyrywkowych badań wynika, że sieć jest głównym źródłem informacji o polityce dla 60-70 proc. młodych Polaków. Z każdym rokiem jednak rośnie liczba osób w różnym wieku, stawiających na Internet.
W Stanach Zjednoczonych wprawdzie wciąż na pierwszym miejscu jest telewizja, ale podczas ubiegłorocznych wyborów do Kongresu aż 54 proc. dorosłych Amerykanów właśnie w sieci szukało informacji o kandydatach. O ile w 2002 roku dla 7 proc. Amerykanów Internet był pierwszym źródłem informacji politycznej, to obecnie już dla 24 procent.
A gdyby porównać aktywność największych partii w sieci...
Od pewnego czasu wyróżniają się na tym polu dwie partie. Cztery lata temu pierwsze miejsce zajmowało PiS, jeśli chodzi o aktualizacje stron internetowych, multimedia do pobrania, itp. Ostatnio jednak zaczęła przodować PO. Dalej są SLD i PSL.
W obecnej kampanii pojawiły się nowe pomysły internetowe czy też politycy ograniczają się do nudnych blogów?
Coraz bardziej widoczne jest przenoszenie pomysłów z kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Nasi politycy bardziej stawiają na multimedia i obecność na portalach społecznościowych. Obserwujemy przenoszenie ciężaru działań ze stron internetowych na Facebook czy Twitter. I trudno się dziwić, zważywszy na skuteczność amerykańskich pomysłów.
Mało kto wie, że w 2008 roku późniejszy prezydent Barack Obama z 750 mln dolarów, które zebrał na kampanię, aż 500 mln zdobył dzięki Internetowi. Jego sztab umieścił na You Tube aż 1822 filmiki. Choć wiadomo, że żadna polska partia nigdy takiego wyniku nie osiągnie, to jednak chętnie korzystają one z takich wzorów. Ciekawy jest np. pomysł posła Tomasza Lenza z filmem opowiadającym o młodych ludziach uczestniczących w jego kampanii.
Czy to, że nadal można reklamować się na billboardach i w telewizji, sprawiło, iż zainteresowanie Internetem jest mniejsze niż można było się spodziewać?
Myślę, że po decyzji Trybunału Konstytucyjnego niektórym politykom spadł kamień z serca. Zwłaszcza tym, którzy są przyzwyczajeni do prowadzenia kampanii w tradycyjnym stylu, z wykorzystaniem telewizji i reklamy zewnętrznej.
Większość polityków przypomina sobie o Internecie dopiero przed wyborami...
Jedna z naszych koleżanek ukuła termin „blog majowy” na określenie zachowań polityków przed wyborami, kiedy nagle stają się pilnymi blogerami, aktualizują swoje strony na bieżąco, a potem znowu to zaniedbują. Nie jest tajemnicą, że blogi polityków pisze przeważnie ktoś przez nich wynajęty, bo sami, mając codziennie wiele spotkań, nie byliby w stanie tego robić.
W Polsce, w przeciwieństwie do wielu innych krajów, działalność polityków toczy się głównie od jednej kampanii wyborczej do następnej. Jednak to, że ostatnio mamy rok po roku cztery kampanie wyborcze, najpierw do Parlamentu Europejskiego, potem prezydencką i do samorządów, a teraz parlamentarną, wymusiło większą aktywność polityków w Internecie, przynajmniej części z nich.
Dzieje się tak również dlatego, że Internet jest tańszy niż reklama w telewizji czy na billboardach?
Kiedyś zrobiono wyliczenia w Stanach Zjednoczonych, gdzie wysłanie jednego maila kosztowało około 15 centów w stosunku do zebranego dolara. To w zestawieniu z kosztami reklamy zewnętrznej czy w telewizji jest znacznie tańsze.
W Polsce założenie dobrej strony internetowej kosztuje 4-5 tys. zł, jej aktualizacja od 500 do 1000 zł miesięcznie, a za maile, jeśli ma się już bazę adresową, nie trzeba w ogóle płacić. Politycy potrafią liczyć.
Teczka osobowa
Politolog i kibic Barcelony
Dr Łukasz Wojtkowski ma 29 lat. Pracuje w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK w Toruniu. Jego zainteresowania naukowe to nowe media, komunikacja społeczna, marketing polityczny. Jest autorem licznych artykułów dotyczących politologii, socjologii, kulturoznawstwa i sportu. Niebawem ukaże się jego książka „Mediatyzacja polityki. Przypadek amerykańskiej kampanii prezydenckiej 2008”.
Żona Sylwia i córka Ola (3 l.). Interesuje się piłką nożną, od dawna jest kibicem Barcelony, sam też kopie piłkę. Ponadto ceni dobrą literaturę i muzykę alternatywną.