Akt oskarżenia w sprawie Roberta L. trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi. Do napadu doszło 29 listopada 2018 roku w mieszkaniu przy ul. Przędzalnianej. Według prokuratury, konkubina oskarżonego wezwała karetkę, ponieważ Robert L. przewrócił się i doznał urazu głowy. Ratownicy, Tomasz G. i Paweł G., nałożyli pacjentowi na głowę opaskę elastyczną w formie czapki i poinformowali, że zabiorą go do szpitala na badania. Decyzja ta tak zirytowała pacjenta, że chwycił nóż kuchenny i chciał zadać cios w plecy Tomaszowi G. Drugi ratownik krzyknął „uważaj!” i powstrzymał napastnika.
Podczas przesłuchania Robert L. tylko częściowo przyznał się do winy. Owszem potwierdził, że źle zachował się wobec Tomasza G., jednak zaprzeczył, że chciał mu zrobić krzywdę. Zaznaczył, że nie chciał trafić do szpitala, gdyż sam dałby sobie radę. Wyznał też, że używa środków odurzających. Okazało się, że był już karany.
To właśnie w końcu 2018 roku doszło w Łodzi do czarnej serii ataków na pracowników pogotowia ratunkowego. Jednym ze sprawców był 32-latek. Leżał nieprzytomny na trawniku przy ul. Narutowicza, więc przechodnie wezwali pogotowie. Gdy ratownicy przenieśli go do karetki, nagle odżył: zdemolował wnętrze ambulansu i zaczął szarpać się z ratownikami. Dopiero wezwani policjanci go poskromili. Wkrótce sytuacja powtórzyła się, bowiem wnętrze innej karetki zdemolował 42-latek zabrany przez ratowników z siedziby KMP przy ul. Sienkiewicza, do której przybył z informacją, że prześladują go myśli samobójcze.
Zapytany czy często dochodzi do takich incydentów, Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi odparł: - Średnio notujemy jeden dwa takie przypadki w miesiącu. To co nas spotyka to uderzenia otwartą dłonią, szarpanie lub kopanie. Na porządku dziennym są też wyzwiska i groźby karalne. Sam niedawno doświadczyłem takiego ataku w Rawie Mazowieckiej, kiedy to w karetce około 40-letnia pacjentka będąca pod wpływem alkoholu kopnęła mnie w twarz. Sprawą zajęła się tamtejsza policja.
