Za tydzień na ulicach Inowrocławia pojawią się barwne orszaki przebierańców. Kozę Mątewską poprowadzi wraz z kolegą Edmundem Rusztykiem, Piotr Sobierajski.
Ile lat liczy Koza Mątewska i skąd wziął swój początek ten zwyczaj?
Ponad 180 lat temu w Szymborzu w czasach ogromnego bezrobocia i nędzy powstał Klub Kawalerów w Szymborzu. I początkowo to właśnie oni zbierali datki w ostatni dzień karnawału. Liczyli na hojność miejscowych gospodarzy, którzy obdarzali ich jadłem i pieniędzmi. Żeby rozśmieszyć ludzi i zachęcić ich do większej szczodrości, kawalerowie się przebierali. Ten przemarsz od domu do domu kończyła wspólna zabawa zapustna, którą żegnano karnawał. Stąd też, właśnie od Klubu Kawalerów, wziął się zwyczaj, że w orszakach idą wyłącznie mężczyźni i my tę tradycję podtrzymujemy. Mątwy są w bliskim sąsiedztwie Szymborza i w latach 20. ubiegłego wieku zawiązała się grupa przebierańców, która na wzór Kozy Szymborskiej wyruszyła na ulice.<!** reklama>
Jak Pan trafił do orszaku Kozy Mątewskiej i od ilu lat uczestniczy w przemarszach?
Jest kilka mątewskich rodów, które od początku są związane z Kozą, na przykład: Jańczaków, Prużyńskich, Kucnerów, Sobierajskich. Nasi ojcowie czy dziadkowie tworzyli przed laty trzon tej grupy i szli na przedzie korowodu Kozy Mątewskiej. Po moim ojcu Leonie Sobierajskim w 1998 r. przejąłem organizację tego obrzędu. Zaczynałem chodzić jednak znacznie wcześniej. Już jako dziesięcioletni chłopak. Byłem wtedy przebrany za Małego Misia. To było prawie 50 lat temu. Później byłem Panną Młodą, Żydem, a skończyłem, jako Dziad. Dziś się nie przebieram tylko wraz z moim kolegą, z którym razem zajmujemy się organizacją przemarszu, Edmundem Rusztykiem, towarzyszę orszakowi w trakcie przemarszu w zwykłym stroju. Ciekawostką jest to, że Edmund Rusztyk urodził się w Szymborzu, jednak od początku zawiązany jest z naszą Mątewską Kozą.
Jakie postaci idą w orszaku i czy na przestrzeni lat też ulegało to zmianom?
Obecnie orszak liczy 20 członków. Dawniej na przykład szedł jeszcze Bocian, symbolizujący nadejście wiosny. Było też kilka innych maszkaronów. Postacią numer jeden jest oczywiście Koza - symbol wiosny i sytości, a reszta to kolorowa otoczka. Misie przypominają, że wiosna budzi się do życia, bo wstały z zimowego snu, wokół orszaku krążą Żydzi, którzy znani z tego, że mają głowę do interesów i są zapobiegliwi, zbierają datki, Kominiarz to symbol szczęścia, jednak panie muszą na niego uważać, bo może niejedną z nich posmarować na czarno. Obecnie jednak Kominiarz robi to symbolicznie, żeby dochować tradycji, chociaż w tym roku panie mogą liczyć na lepsze smarowanie, bo ostatki przypadają w Dzień Kobiet. Na czele idzie Przodownik, który prowadzi orszak. Był okres, gdy mieliśmy pięciu Grajków, teraz pozostało dwóch. Orszak cały czas idąc ulicami miasta śpiewa, tańczy i gra. Gros melodii i piosenek to utwory, które są znane i popularne od lat i łatwo wpadają w ucho.
Czy między waszym orszakiem a szymborskim nie ma rywalizacji? I jak zapatrujecie się na inne powstające na Kujawach orszaki?
Nie rywalizujemy z Kozą Szymborską, bo każdy z korowodów idzie inną trasą. Od kilku lat obie Kozy spotykają się rano w ratuszu u prezydenta i tam wspólną zabawą rozpoczynają przemarsz. A jeśli chodzi o nowe grupy, które zwykle zawiązują się przy szkołach, to nie traktujemy ich jako konkurencji, tylko im pomagamy, dzielimy się doświadczeniem i służymy radą. To, że młodzi ludzie chcą kultywować tę starą tradycję znaczy, że ona przetrwa do następnych pokoleń i nie zaginie. I to nas bardzo cieszy. W naszym mątewskim orszaku, jak wspomniałem, też mamy już przedstawicieli młodego pokolenia. Przodownikiem jest ojciec, Andrzej Sobierajski, a jego syn Marcin jest Panią Młodą. Jacek Jaskólski, czyli senior przebiera się za Babę, a jego syn Szymon jest Misiem.
Jak wygląda trasa przemarszu, czy wprowadzacie jakieś zmiany?
Plan przemarszu mamy ustalony co do minuty i się go trzymamy. Odwiedzamy wszystkie instytucje i obiekty, gdzie jesteśmy zapraszani. Rozpoczynamy od ratusza. Nowością jest to, że w tym roku po raz pierwszy wchodzimy o 12.30 na godzinę do Solanek. Chcemy dotrzeć do przedszkola Krasnal i zainteresować naszym kujawskim obrządkiem kuracjuszy i gości przebywających w parku. Niech ludzie z zewnątrz poznają nasze zwyczaje. To też taka forma promocji naszego miasta. Mieszkańcy Mątew czekają na naszą wizytę od godzin porannych i tam zawsze jesteśmy mile przyjmowani. Wbrew pozorom to organizacja przemarszu wymaga dużego nakładu, musimy mieć wszelkie niezbędne pozwolenia i ta biurokracja jest dość uciążliwa, ale na szczęście, władze są nam przychylne i nikt nam przeszkód nie stawia. Dawniej orszak szedł ulicami miasta, teraz idziemy chodnikiem ze względu na bezpieczeństwo i to, że trzeba by wstrzymać ruch.
Na koniec przemarszu odbywa się zabawa. Gdzie się bawicie i czy każdy może wziąć udział w balu?
Tak, finałem jest zabawa podkoziołkowa, czyli popularny na Kujawach śledzik, w którym obok nas biorą udział członkowie naszych rodzin, znajomi i sympatycy. Ta zabawa jest dostępna dla wszystkich, choć trudno się dostać, bo zawsze jest ogromna frekwencja. Impreza odbywa się w Sodzie Mątwy, która jest naszym głównym sponsorem. Korzystamy też co roku z pomocy Szymona Bykowskiego, który ma swój zakład w Tupadłach. Bez sponsorów trudno by było wszystko zorganizować, zwłaszcza że karnawał żegnamy z taką pompą
Na co przeznaczacie pieniądze, które otrzymujecie? I czy dziś też zdarza się, że ktoś Wam daje na przykład, coś do zjedzenia?
Zebrane podczas przemarszu pieniądze wydajemy na organizację przyszłorocznego przemarszu. Datki, żeby było zabawnie, zbieramy do dużej pralki Frani, przerobionej ze starej beczki. Od piekarzy dostajemy na przykład kosze pączków, od mieszkańców ciasto. Częstujemy nim dzieci w przedszkolach i przechodniów, a jak coś zostanie to zabieramy na zabawę.
Czy Koza Mątewska to jedyna Pana pasja i jak na nią zapatrują się rodzina i znajomi.
Zawodowo jestem związany z Sodą Polską. Jestem w zakładzie w Mątwach mistrzem zmianowym. Kiedyś grałem w piłkę w Noteci w klubie, który istniał w Mątwach. Jestem też członkiem koła wędkarskiego i lubię posiedzieć z wędką nad wodą. Wspólnie z żoną spędzamy czas na działce na Rąbinie. Należę też do zarządu działkowców. A jeśli chodzi o rodzinę, to żona Danuta prowadzi kroniki Kozy. Mam córkę, więc nie może iść w orszaku, ale pomaga mi w przygotowaniach. Znajomym moja działalność bardzo się podoba.