Tamten awans piłkarzy Zawiszy do I ligi obejrzało w Gdańsku kilka tysięcy kibiców z Bydgoszczy. A trenerem niebiesko-czarnych był wtedy zaledwie 31-letni Wiesław Gałkowski!
<!** Image 2 align=right alt="Image 55328" sub="9 kwietnia 1976 r. Zawisza pokonał na stadionie przy ul. Sportowej Polonię 1:0. Jedyną bramkę zdobył Bogdan Nuckowski (drugi od lewej).">Przed sezonem 1976/1977 na Gdańskiej pojawiło się trzech nowych piłkarzy - Krzysztof Surlit, Krzysztof Krysiak i Zdzisław Filipiak. Ten ostatni, niezwykle utalentowany obrońca, zagrał w Zawiszy tylko w rundzie jesiennej, po czym w marcu 1977 roku rozkazem Ministerstwa Obrony Narodowej przeniesiony został do warszawskiej Legii. Tak więc trzon drużyny tworzyli zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie utrzymali dla Bydgoszczy II ligę.
Wkrótce okazało się, że zespół stać na naprawdę dobrą grę. Po zakończeniu I rundy wojskowi z 19 punktami zajmowali drugie miejsce w ligowej tabeli, ustępując jedynie Zagłębiu Wałbrzych. I z tą właśnie drużyną, jak się potem okazało, podopieczni Wiesława Gałkowskiego do ostatniej kolejki toczyli dramatyczną walkę o awans.
Rycerze wiosny
Początek wiosny potwierdził, że zespół jest dobrze przygotowany. W pierwszych pięciu meczach Zawisza zainkasował 9 punktów, mając na rozkładzie między innymi lokalnego rywala, Polonię. To spotkanie na długo pozostało w pamięci widzów. 9 kwietnia na stadionie przy ul. Sportowej obejrzało go około 12 tysięcy kibiców - głównie „gości”. Przenikliwe zimno i padający śnieg nie ułatwiały zadania piłkarzom. Zawisza objął prowadzenie już w 10 sekundzie pojedynku po strzale niezawodnego Bogdana Nuckowskiego. I ten wynik do końca się nie zmienił. Tydzień później na stadionie Wojska Polskiego zasiadło ponad 20 tys. kibiców, by obejrzeć pojedynek z Motorem Lublin, także zgłaszającym aspiracje do awansu. Znowu błysnął Bogdan Nuckowski, który dwukrotnie w 55 sekundzie i 45 minucie pokonał bramkarza lublinian. Do końca na świetlnej tablicy utrzymał się wynik 2:0.
Jedyna porażka wiosną
W 6. kolejce bydgoszczanie doznali wiosną jedynej, jak się potem okazało, porażki - 0:1 w Gdyni z Bałtykiem.
<!** reklama left>30 kwietnia do grodu nad Brdę miało przyjechać Zagłębie Wałbrzych, z którym wojskowi jesienią zremisowali 1:1. Spodziewając się olbrzymiego zainteresowania fanów (ostatecznie mecz obejrzało 25 tys. widzów) organizatorzy wprowadzili ścisły podział na zamknięte sektory, bowiem jak napisano wówczas w „Gazecie Pomorskiej” - „młodzi sympatycy klubu wiwatując flagami i proporcami przeszkadzają w oglądaniu meczu bardziej spokojnym widzom” (sic!). Trzeba przyznać, że dziś te słowa brzmią bardzo egzotycznie. Takie to były czasy.
Ostatecznie ten pojedynek na szczycie zakończył się sukcesem gospodarzy 2:1.
8 maja Zawisza bezbramkowo zremisował w Gdańsku ze Stoczniowcem. W trakcie meczu dali o sobie znać miejscowi chuligani, którzy obrzucili bydgoskich fanów kamieniami i butelkami. To jednak dopiero był przedsmak tego, co czekało później szalikowców w niebiesko-czarnych barwach.
Po 26 kolejkach II-ligowej rywalizacji w grupie północnej liderem był Zawisza (36 pkt), a kolejne miejsca zajmowały: Motor Lublin (34), Zagłębie Wałbrzych (33), Lechia Gdańsk (31) i Stoczniowiec (30).
W trzech następnych spotkaniach Zawisza pokonał Gwardię Koszalin 1:0, oraz dwukrotnie zremisował na wyjazdach z Gwardią Warszawa 1:1 oraz z Avią w Świdniku, notabene prowadzoną przez Bronisława Waligórę, którego Wiesław Gałkowski zmienił po trzech kolejkach sezonu 1975/1976.
W stolicy była szansa na dwa punkty, ale Zbigniew Czerwiński nie wykorzystał rzutu karnego. Ten stracony punkt sprawił, że końcówka sezonu dla Zawiszy była tak dramatyczna. Ale o tym za chwilę.
W niedzielę 12 czerwca (29 kolejka) w Bydgoszczy z kwitkiem (3:0) odprawiona została Jagiellonia Białystok. Na czele tabeli ciągle był Zawisza (40 pkt), przed Zagłębiem (39) i Motorem (37). Wszystko więc stało się jasne.
Korespondencyjny pojedynek
Z rywalizacji wypadł już Motor, a Zawisza musiał co najmniej zremisować w ostatnim meczu w Gdańsku z Lechią, by świętować awans. Obowiązywała bowiem wówczas zasada, że o wyższej pozycji decyduje bilans bezpośrednich spotkań, a ten był lepszy dla ekipy Gałkowskiego (1:1 i 2:1).
W ostatniej kolejce kluczowe zatem były dwa spotkania - to w Gdańsku oraz Motoru z Zagłębiem.
Nawet niewtajemniczeni zdawali sobie sprawę, że wałbrzyszanie na pewno z Lublina wywiozą 2 punkty. W tej sytuacji na boisku we Wrzeszczu należało wyszarpać co najmniej jedno „oczko”.
W niedzielę na trasę z Bydgoszczy do Trójmiasta wyruszyły dziesiątki autokarów, a pociągi przeżyły prawdziwe oblężenie. Mecz też był niesamowicie dramatyczny. Do 76 min był bezbramkowy remis. Wówczas to dość przypadkowym strzałem Kruszyński pokonał Andrzeja Brończyka. Ponieważ równolegle chwilę później Zagłębie objęło prowadzenie w Lublinie przez 672 sekundy - jak obliczyli statystycy - w ekstraklasie była właśnie drużyna z Wałbrzycha.
Tymczasem w Gdańsku na dwie minuty przed końcem Adam Kuryło wykorzystał słabe podanie stopera Makowskiego do własnego bramkarza i Słabik musiał skapitulować. Szał radości zapanował na boisku i widowni. Po 10 latach awans do ekstraklasy!
Oto skład Zawiszy w tym pamiętnym meczu: Brończyk - Stypułkowski, Krysiak, Witkowski, Sobieralski - Majewski, Surlit, Cirkowski - Czerwiński, Krawczyk (46 Kuryło), Sierant. Dodajmy, że z powodu kontuzji nie mógł zagrać najlepszy strzelec bydgoskiego zespołu, Bogdan Nuckowski.
Ostatecznie pierwsze miejsce w grupie północnej II ligi zajął Zawisza przed Zagłębiem (po 41 pkt). Z grupy południowej awansowała wówczas Polonia Bytom. Był to trzeci w historii awans wojskowych do I ligi (poprzednie - 1960 i 1964 ).