Fundacja „Wiatrak” obiecała pomoc finansową rodzinom z terenów dotkniętych zeszłoroczną powodzią. Na obietnicach się skończyło.
Pani Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji) mieszka w miejscowości Urządków w gminie Wilków. Tej, która w zeszłym roku za sprawą powodzi prawie zniknęła z mapy kraju.
<!** reklama>
- Byłam jeszcze w ciąży. Pojechałam z mężem do Lublina na badanie. Wynik nie był dobry, musiałam zostać w szpitalu. Poprosiłam męża, by kupił niezbędne rzeczy, a resztę przywiózł z domu - opowiada matka. Tamte dni pamięta jak przez mgłę. - Mąż zadzwonił, powiedział, że przerwało wały. Wszystko pod wodą. Nie widziałam, co dzieje się z nim i córką, z rodzicami. To był koszmar - opowiada. Jej młodsza córka, Lena, przyszła na świat, gdy cały świat jej rodziców i siostry zalała wielka woda.
Na pomoc mieszkańcom Wilkowa ruszyła cała Polska. - Zgłosiła się do nas fundacja „Wiatrak”. Organizowała zbiórkę, do pomocy wytypowała kilka rodzin, w tym nas - opowiada kobieta. Obiecana kwota to około 10 tys. złotych. Pierwsze rozmowy toczyły się w listopadzie.
- Poproszono o dokumenty, między innymi, decyzję o nakazie rozbiórki domu. Wszystko dostarczyliśmy. Ostatnio z „Wiatrakiem” rozmawiałam półtora miesiąca temu, pytając grzecznie o to, na jakim etapie jest pomoc. Nie otrzymałam odpowiedzi. Potem kontakt się urwał, nie ma odpowiedzi na maile. My o tę pomoc nie prosiliśmy, sami ją zaproponowali. Ucieszyliśmy się. Ale dostaliśmy obietnicę bez pokrycia. Po co robiono nam nadzieję? - pyta mieszkanka gminy Wilków. Jakie są potrzeby? Dom przeznaczony jest do rozbiórki, wycena budynku przewyższyła 300 tys. złotych. Straty gospodarcze: 420 tysięcy złotych. - Osiem hektarów zalanych z kretesem - mówi spokojnie pani Joanna. Emocje odeszły już na dalszy plan. Obecnie małżonkowie z córkami mieszkają u teściów, rodzice pani Joanny w budynku gospodarczym zaadaptowanym na mieszkanie.
Poprosiliśmy „Wiatrak” o wyjaśnienie. Osoba zajmująca się tą sprawą jest na urlopie, nie udało nam się z nią skontaktować. Nikt inny nie był w stanie wytłumaczyć opieszałości. - Bezpośrednio podlegamy pod Ministerstwo Kultury. Naszą główną działalnością jest działalność kulturalna, a nie charytatywna, dlatego musimy być dokładni i dopilnować, by zgadzała się cała dokumentacja, by nie zarzucono nam, że działamy niezgodnie z przepisami - usłyszeliśmy od Tomasza Schmidta z zarządu „Wiatraka”.