https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyciąłem, skleiłem, zwyciężyłem!

Od czasu do czasu dzwoni do niego pewien mężczyzna i pyta, kiedy wreszcie pojawią się ułani krechowieccy. Inżynier energetyk Przemysław Skiba odpowiada zakłopotany, że właściwie, to nie chciałby skakać po epokach. Obiecuje jednak miłośnikowi kawalerii, że coś wymyśli.

Od czasu do czasu dzwoni do niego pewien mężczyzna i pyta, kiedy wreszcie pojawią się ułani krechowieccy. Inżynier energetyk Przemysław Skiba odpowiada zakłopotany, że właściwie, to nie chciałby skakać po epokach. Obiecuje jednak miłośnikowi kawalerii, że coś wymyśli.

<!** Image 2 align=right alt="Image 141233" sub="Dla modelarzy
Człowiek i armia
Kartonowa Armia, wydawana przez jednoosobowe wydawnictwo od 5 lat, to jedno z najmłodszych pism modelarskich w Polsce. W przeciwieństwie
do pozostałych, np. „Małego
Modelarza” istniejącego na rynku około 50 lat, KA nie
odtwarza dóbr materialnych (okrętów, samolotów, znanych budowli). Specjalnością wydawnictwa jest historia dziejów człowieka widziana przez pryzmat toczonych przez niego wojen,
od czasów antycznych po XIX w. / Fot. Piotr Schutta">Był rok 2004. Pewnego dnia, w przerwie między rozlicznymi podróżami służbowymi, czterdziestoparoletni inżynier i top menedżer w branży informatycznej (skończył kilka prestiżowych uczelni) Przemysław Skiba, wybrał się do księgarni. Stanął przed regałem z pismami dla modelarzy i kolekcjonerów i poczuł, że coś tu nie gra. I nie chodziło bynajmniej o to, że życie na najwyższych obrotach dało mu się we znaki: męczące przeloty, wymagający partnerzy biznesowi, międzynarodowe kontrakty. Przed księgarską półką wróciły marzenia z dzieciństwa...

- Uświadomiłem sobie, że nigdy nie udało mi się dokończyć żadnego modelu z „Małego Modelarza”, bo były za trudne. Zbierałem figurki armii z całego świata. Do dzisiaj mam na strychu pokaźną kolekcję. Brakowało mi jednak w tym kreatywności - mówi Przemysław Skiba.

<!** reklama>Na początku nie myślał o pieniądzach i własnym wydawnictwie. Liczyła się tylko pasja. W poważnym specjaliście, który, m.in., sprowadził do Polski jeden z pierwszych notebooków, a później opracowywał strategie dla znanych spółek giełdowych, odezwał się

chłopiec kochający komiksy

i fantazjowanie.

<!** Image 3 align=left alt="Image 141233" sub="Tak powstawały pierwsze figurki, od zdjęcia do rysunku w komputerze. Ojciec twórcy wydawnictwa z kijem od szczotki udaje średniowiecznego trębacza.">Na pierwszy ogień poszli orkowie. Narysował ich z głowy. Figurki były jednostronne, o prostej grafice. Wykonał je dla frajdy. Bawiły się nimi dzieci znajomych i krewnych. Zasypywały pytaniami. A dlaczego taki hełm? A skąd ten miecz? Przemysław Skiba, z zamiłowania historyk i pasjonat militariów, chętnie odpowiadał dzieciakom, snując przy okazji barwne opowieści. Ktoś ze znajomych rzucił kiedyś propozycję: „Opisz to wszystko”.

- „Rycerze i orkowie” mieli być prostą grą strategiczną z figurkami do samodzielnego wykonania, ale nie doczekali się wydania. Wygrało zamiłowanie do historii i pierwszym wydanym zeszytem Kartonowej Armii byli „Rycerze” - wspomina Skiba. Praca nad projektem zajęła mu pół roku. Grzebanie w materiałach źródłowych, studiowanie detali z epoki, rysowanie figurek, zbieranie informacji do części opisowej - to była przyjemniejsza część zadania. Mniej sympatyczne było rejestrowanie wydawnictwa w urzędach, szukanie drukarni i dobór odpowiedniego kartonu.

Pierwszy numer

w nakładzie 8000, bez wsparcia marketingowego, sprzedał się dobrze. Pomysł chwycił, ludzie zaczęli szukać wydawnictwa. Mimo to osobista satysfakcja wydawcy okazała się większa niż zysk. Wysokie bowiem okazały się koszty kartonu, składu i druku. - Gdybym wiedział to, co wiem dziś,

ta seria prawdopodobnie nie powstałaby - mówi wydawca, nie ukrywając, że na początku zapłacił spore frycowe.

Przemysław Skiba to człowiek orkiestra. Sam wymyśla tematykę kolejnych serii, sam projektuje postaci, które mają się znaleźć w zeszytach, sam je rysuje, opracowując równocześnie część opisową. Zebranie informacji o epoce, której jest poświęcony dany numer, wymaga zgromadzenia stosu książek i potem ślęczenia nad nimi.

- Trochę się przeraziłem, gdy dowiedziałem się, że wielu rodziców i nauczycieli opiera na Kartonowej Armii edukację dzieci. Choć przyznaję, zdarza się, że moje zeszyty demaskują nieścisłości w podręcznikach szkolnych - śmieje się wydawca.

Żywot każdego kartonowego bohatera zaczyna się od odręcznego rysunku. Niektóre postaci wyskakują spod ołówka, inne rodzą się na cyfrowym tablecie. Rysunki przechodzą następnie obróbkę w komputerze. Dodawane są kolory, cienie, przybrudzenia. Czasem Skibę wspomagają inni rysownicy, głównie w części opisowej. Sam robi skład komputerowy i dba o jakość druku (mówi, że dopiero po kilku wydaniach znalazł właściwą drukarnię). Samodzielnie też czuwa nad sprzedażą wysyłkową, własnoręcznie pakując każdą przesyłkę i wyposażając ją w odręcznie podpisany list do odbiorcy. Nikt mu nie pomaga także w prowadzeniu witryny internetowej. - Taki „One Man Show” - żartuje. - Ludzie, którym o tym opowiadam, nie chcą uwierzyć, że wydawnictwo to jeden człowiek.

Z uśmiechem wspomina, że do pierwszych figurek pozował mu ojciec, z kijem od szczotki imitującym topór. Historię powstawania pierwszych postaci Kartonowej Armii można dziś prześledzić na witrynie wydawnictwa.

Gdy pierwszy zeszyt znikał z półek, na wymarsz czekały już następne armie. Pojawili się samuraje, po nich wikingowie, następnie legiony rzymskie, za nimi bohaterowie wojny trojańskiej i wielu innych. Umiejętnie upozowane postaci w kolorowych strojach, historyczni bohaterowie, precyzyjnie oddane elementy uzbrojenia i odzieży (każda sztuka broni rysowana oddzielnie, a następnie „wręczana” postaci). Do tego bogata część opisowa ze stylizowanymi ilustracjami i, co najważniejsze, sporą dawką wiedzy, podanej w lekki, zabawny sposób. Wiele figurek i ilustracji to gra w skojarzenia. Tu wielki Książę Witold niemal wyjęty z obrazu Jana Matejki, tam rzymski gladiator, wzorowany na antycznej rzeźbie z Luwru. Nic dziwnego, że seria ma szerokie grono fanów, od kilkuletnich dzieci, po dorosłych pa-

sjonatów (najstarszy ma 80 lat, nie wycina, tylko zbiera), ale też modelarnie, szkoły i muzea prowadzące działalność edukacyjną.

Po kilku wydanych zeszytach Przemysław Skiba odebrał telefon.

- No i co żeś Pan narobił? - odezwał się męski głos udający oburzenie.

- O co chodzi? - zapytał Skiba.

- O Kartonową Armię. Cały czas mam teraz w domu pytania, a to o jakąś wielką bitwę, a to o jakichś antycznych wodzów albo dlaczego Rzymianie to, a Grecy tamto. I tak w kółko - wyjaśnił rozmówca i wybuchnął śmiechem. Rozmowa zakończyła się złożeniem zamówienia dla synka mężczyzny i serdecznymi podziękowaniami. Do redakcji KA, która mieści się na piętrze w domu Skiby, codziennie niemal wpływają listy i maile z gratulacjami. Ludzie przysyłają też zdjęcia sklejonych figurek i własne propozycje nowych serii. Z dołączanych do figurek akcesoriów budują twierdze i scenerie bitew.

Dziś wydawnictwo „Permes” ma na koncie ponad

30 wydanych zeszytów

tematycznych i kilkaset tysięcy wydrukowanych egzemplarzy. Marka zaczyna być powoli rozpoznawalna w innych krajach. Skiba nieustannie kipi pomysłami. W przygotowaniu jest zapowiadana od 3 lat historia ubioru, na wymarsz czekają nowi bohaterowie Świata Fantasy i serii science fiction, rozbudowuje się witryna w Internecie.

- Mógłbym oczywiście pójść na łatwiznę, wypuścić serię dinozaurów lub przygotować zeszyt pod jakiś hitowy film dla dzieci. Ale szanuję moich odbiorców i chcę być wierny swojej wizji - przekonuje kartonowy redaktor. Tłumaczy, że właśnie dlatego nie ma u niego reklam gier komputerowych, dzwonków na komórkę, chipsów i innych wytworów komercji.

Dla modelarzy

Człowiek i armia

Kartonowa Armia, wydawana przez jednoosobowe wydawnictwo od 5 lat, to jedno z najmłodszych pism modelarskich w Polsce. W przeciwieństwie do pozostałych, np. „Małego Modelarza” istniejącego na rynku około 50 lat, KA nie odtwarza dóbr materialnych (okrętów, samolotów, znanych budowli). Specjalnością wydawnictwa jest historia dziejów człowieka widziana przez pryzmat toczonych przez niego wojen, od czasów antycznych po XIX w.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski