Przed kościołami, na stylowych latarniach i ruchliwych skrzyżowaniach wciąż przybywa wyborczych plakatów. W czasie kampanii estetyka schodzi na drugi plan.
Wojnę na plakaty zdecydowanie wygrywają sztaby Rafała Bruskiego i Konstantego Dombrowicza. Polem bitwy stały się bydgoskie ulice. Najlepsze miejsca zajął sztab urzędującego prezydenta. Na Fordońskiej i Kamiennej wojewoda musiał wcisnąć się pod konkurenta. Wczoraj część jego plakatów pospadała. Bydgoszczan tymczasem, oprócz przesytu, irytują też plakaty przed kościołami.
- Jeden ze znajomych pytał mnie, czy proboszcz popiera Kosmę Złotowskiego - mówi jeden z naszych Czytelników z osiedla Tatrzańskiego. - Musiałem mu tłumaczyć, że księża nie mówią, na kogo głosować, a plakaty stoją poza terenem parafii. Rzeczywiście wygląda to jednak dziwnie. Być może kandydaci PiS starają się postępować zgodnie z nauką Kościoła, ale taką reklamą nie pomagają wspólnocie. Znów część osób stwierdzi, że Kościół miesza się do polityki.
<!** Image 2 align=none alt="Image 160245" sub="Takiej liczby plakatów jeszcze nie było podczas żadnych wyborów. Na Kamiennej latarniami musieli podzielić się urzędujący prezydent i wojewoda. Fot. Tymon Markowski">
Baner Henryka Bociana zawisł
z kolei vis-a-vis kościoła na Wzgórzu Wolności. - Kandydaci na prezydenta nie pytają nas o zgodę, ponieważ ich plakaty stoją poza terenem parafii - mówi proboszcz fordońskiej parafii św. Łukasza Ewangelisty, Mirosław Pstrągowski. - Nie widziałbym , gdyby któryś z nich poprosił o ustawienie baneru na naszej działce. Zwróciłbym jednak uwagę, kto jest na plakacie i jakie wartości są dla niego ważne. Nie pozwoliłbym na przykład, by reklamowała się tu osoba popierająca aborcję. Staram się traktować salę parafialną jak namiastkę domu kultury. Nie mam nic przeciwko, by odbywały się w niej na przykład spotkania samorządowców z parafianami. Proponowałem nawet, by zlokalizowano u nas obwodową komisję wyborczą, ale tego pomysłu nikt nie podchwycił. Teoretycznie wszystkim zależy na wysokiej frekwencji, ale wyborcy z naszej parafii muszą iść aż do szkoły w starym Fordonie.
- Nasze materiały eksponuje firma reklamowa, która sama przedstawiła propozycję miejsc - wyjaśnia Łukasz Schreiber, szef sztabu PiS. - Nie wchodzi na tereny parafii. Reklamy wyborcze są ustawiane przede wszystkim w pasie drogowym. Umieszczanie ich w sąsiedztwie kościołów to nic nadzwyczajnego. Zależy nam po prostu na miejscach, gdzie możemy dotrzeć do jak największej liczby wyborców.
<!** reklama>
Kontrowersje wzbudzały też plakaty Konstantego Dombrowicza na skrzyżowaniach. Część kierowców twierdziła, że dojeżdżając szybko do ronda Bernardyńskiego lub skrzyżowania Planu 6-letniego z Nowotoruńską ma ograniczoną widoczność.
- Sprawdzaliśmy te sygnały - mówi Michał Sztybel z komitetu „Miasto dla Pokoleń”. - Jeśli ktoś podjedzie do skrzyżowania, nie ma żadnego problemu z widocznością. Problemy pojawiały się tylko, gdy ktoś chciał je pokonać na pełnym gazie, sprawdzając, czy nic nie nadjeżdża z lewej strony, kilkanaście metrów przed wjazdem.
- Sporo mówiło się o strefie ciszy reklamowej na Starym Mieście - zauważa jeden z internautów. - Ale teraz nikt się tym nie przejmuje. Zresztą już przed kampanią wyborczą na Gdańskiej pojawiły się dykty z hasłem „Wyspa Młyńska - zobacz jak pięknieje”.
Beata Kokoszczyńska, rzeczniczka prezydenta, nie pozostawia złudzeń: - Takie są prawa kampanii wyborczej.
Drogowcy na razie jedynie sprawdzają, czy plakaty nie zagrażają bezpieczeństwu ruchu. Przy okazji zwracają uwagę, czy nikt ich nie ustawił bez opłat. - Jeśli rzeczywiście stwarzają niebezpieczeństwo, straż miejska może je niezwłocznie usunąć - mówi Krzysztof Kosiedowski z ZDMiKP. - Na razie nie było takiej sytuacji. Sprawdzamy też, czy reklamy wyborcze są opłacone. Jeśli jest inaczej, naszym zadaniem jest ustalenie właściciela. Jest do niezbędne do rozpoczęcia postępowania administracyjnego, które może zakończyć się nałożeniem kary.