Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wstrząśnięty oraz zmieszany

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Sport, jak wiadomo, wcale nie musi być taki zdrowy, jak nas sportowi entuzjaści przekonują od lat. A sport wyczynowy, szczególnie ten z górnej półki, zdrowy nie jest z założenia.

I nie chodzi o to, że ci biedni wyczynowcy szprycowani są co rusz nowymi medykamentami, żeby mogli oszukać organizm i zmusić go do większej wydolności. Chodzi o to, że notoryczne zmuszanie tego organizmu do ekstremalnego wysiłku zostawia ślady. Problem w tym, że sport wyczynowy to dziś jeden z najtłustszych segmentów kultury masowej. A w takiej sytuacji nie ma przebacz.

Bohater filmu „Wstrząs”, doktor Omalu, tego nie rozumie. Zapewne dlatego, że jest Nigeryjczykiem, nie wyssał więc z mlekiem matki zamiłowania do ekscytowania się wyczynami amerykańskich futbolistów. Nie rozumie też za bardzo tych całych tyrad o znaczeniu sportu dla biznesu, ustroju społecznego czy nawet wychowania dzielnych małych Amerykanów. Dostrzega coś, na co wszystkim swojakom oczy przymykały się jak na zawołanie. Pewnie gdyby był tym Amerykaninem pełną gębą, wiedziałby też, że prawda to trochę mało w świecie, w którym duży może znacznie więcej.

Tak więc pan doktor odkrywa, że tysiące uderzeń w głowę, jakie zawodnik zbiera w czasie swojej kariery, na starość okrutnie pustoszą mu mózg. Jako patolog zajmuje się byłym supergwiazdorem, który przed śmiercią zaczął tracić rozum. Potem pojawia się następna ofiara. Problem w tym, że zawodowa liga, czyli NFL, to korporacja zarabiająca miliony, a więc średnio zainteresowana tym, żeby nagle amerykańskie mamy zaczęły się bać o swoje dziatki uprawiające futbol.

Jest z tym „Wstrząsem” jednak problem. Bo niby oparty na faktach temat mamy fascynujący - jest tu i śledztwo z moralnym niepokojem w tle, są dylematy lekarzy, którzy w branży sportowej bardziej szkodzą swojemu pacjentowi - czy może raczej ofierze - niż pomagają. Jest tu też ciekawy motyw funkcjonowania przybysza z zewnątrz we wcale nie tak otwartym społeczeństwie, jak lubią o sobie myśleć mieszkańcy USA. Omalu słyszy, że nie jest Amerykaninem, nawet nie jest Afroamerykaninem, tylko jest... właściwie nie wiadomo kim, ale na pewno gorszego sortu. A mimo to dostaje propozycję superpracy w stolicy.

Niby więc wszystko jak należy, tyle że film zabija hollywoodzka sztampa. Jest tak czarno-biały jak tylko można, a przez to naiwny i oczywisty. Nawet wątek o tym, jak zostać prawdziwym Amerykaninem trzeszczy, bo Europejczyka, który słyszy te nadęte farmazony o byciu dobrym Amerykaninem, jeszcze lepszym od innych Amerykanów, którzy zatracili już swoje amerykańskie przymioty, aż bolą uszy. Klapą jest też sztuczny motyw romansowy. No i wychodzi na to, że jesteśmy wstrząśnięci tematem i zdrowo zmieszani realizacją.

No ale jest w tym filmie za to paru mocnych aktorów. O dziwo, przewodzi im Will Smith, który zwykle raczej na ekranie irytuje, a tym razem z jednobarwnej postaci Omalu zrobił perełkę.

„Wstrząs”, reż. Peter Landesman

[person]685[/person]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!