Obrażają innych w Internecie dzieci, kierowcy, nauczyciele, a nawet burmistrzowie. Sądy puchną od kolejnych spraw, ale wyroki skazujące zapadają rzadko.
Wrzesień 2010. Ona - wicedyrektorka jednej z toruńskich szkół. On - absolwent tej placówki. Zobaczył relację z imprezy, na której pani wicedyrektor wystawiała „krótką scenkę tematyczną z udziałem trójki uczniów” (z akt sprawy). Szambo wylało się wieczorem. - Około godziny 21.00 wypił piwo i siadł do komputera. „Buraczysko wyjątkowo pokraczne”, „żaba rozdeptana” - napisał na jednym z forów o wicedyrektorce. Jak później tłumaczył: z głupoty - relacjonuje Maciej Rybszleger, szef Prokuratury Rejonowej Toruń Wschód.
„Prywatki” dla ofiar
Ona, rzecz jasna, nie wiedziała kto ją obraża. Postanowiła jednak nie darować. Chciała, by potraktować jej przypadek jako znieważenie funkcjonariusza publicznego i objąć sprawę ściganiem z urzędu. Prokuratura jednak odmówiła, bo funkcjonariusz musiałby zostać znieważony jednocześnie w związku z pełnieniem obowiązków zawodowych i w ich trakcie. A on nabluzgał w sieci wieczorem, gdy ona żadnych lekcji nie prowadziła. Prokuratura nie dopatrzyła się też interesu społecznego w ściganiu internauty z urzędu.
<!** reklama>
Sprawa jest w toku, bo kobieta złożyła zażalenie. Najprawdopodobniej jednak pozostanie jej jednak ta sama droga co tysiącom ofiar internetowych szambonurków. - Czyli dochodzenie swoich praw z prywatnego aktu oskarżenia - kończy Maciej Rybszleger. Zaznaczając, że śledczy pomogli kobiecie, ustalając już sprawcę. O „prywatki” mam pytać w wydziałach karnych sadów rejonowych.
- Takich spraw dynamicznie przybywa. Niestety, w większości dotyczące ich procesy są bardzo nudne. Dlaczego? Prawie nic się w ich trakcie nie dzieje, bo nie ma sprawcy. Obraża ktoś z kafejki internetowej, albo z innego miejsca (także z domu), w którym dostęp do jednego komputera ma spore grono osób. Niejednokrotnie bywa i tak, ze serwer znajduje się za granicą, albo w ogóle nie można go ustalić - mówi Jędrzej Czerwiński, sędzia z VIII Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Toruniu.
Kowalewo Pomorskie, rok 2009. Obrażeni na forum regionalnej gazety to burmistrz Andrzej Grabowski i jego asystentka Karolina Kowalska. Pod jego adresem płynie stek zarzutów, okraszonych niewybrednymi określeniami. O niej ktoś pisze rzeczy, których nie chciałaby usłyszeć nigdy żadna kobieta. Postanawiają działać.
Ustalenie numeru IP komputera prowadzi do miejsca, w którym on stoi. I tu... wielkie zaskoczenie. Ze sprzętu korzystają Marek G., nauczyciel i jego żona Katarzyna, z nauczycielskiej rodziny. Do winy przyznaje się kobieta, choć obrażeni do dziś nie mają pewności, czy bluzgała pani czy pan G. Katarzyna przeprasza oboje na tym samym forum, na którym wylało się szambo.
To nie motłoch
Kowalewskie forum grzeje się jednak nadal. Temperatura toczonych tu dyskusji niejednemu już zaćmiła umysł. Oto pokłosie zaćmy z 17 listopada bieżącego roku: „Ja Dariusz Maśliński, dokonując wpisu na forum tekstu, z którego wynika, że nazwałem wyborców Radnego Rady Miejskiej w Kowalewie Pomorskim Pana Jerzego Koralewskiego motłochem. Tą drogą chciałbym serdecznie przeprosić wszystkich wyborców Pana Radnego, jak również samego Pana Jerzego Koralewskiego. Tekstem moim nie chciałem nikogo obrażać, jeżeli ktoś tak to odebrał proszę o wybaczenie mojej nieroztropności w formułowaniu myśli (...). Znam wielu mieszkańców Kowalewa, którym Pan Jerzy Koralewski pomógł. Takiej pomocy sam również doświadczyłem, ponieważ Pan Jerzy Koralewski pomógł mi w uzyskaniu pracy w Brodnicy, gdzie mieszkam”.
Autor postu również jest nauczycielem.
Golub-Dobrzyń, październik 2010. O Mirosławie Gassenie-Piekarskim, nie będącym bynajmniej sympatykiem golubskiego burmistrza Romana Tasarza, ktoś napisał na regionalnym forum, że „postawiłby dziesięć pomników żydowskich, gdyby dorwał się do władzy”. Pan Mirosław poczuł się nie tylko osobiście obrażony. Uznał, że autor postu nawołuje do nienawiści wobec Żydów i zgłosił sprawę policji. Ta ustaliła, że wpis wypłynął z komputera stojącego przy ul. Wiśniowej, a należącego do... Romana Tasarza.
- Nie wiem, kto jest autorem tego postu. Może żona, może córka lub zięć? Nie będę prowadził śledztwa w rodzinie - mówił na naszych łamach. - Treść jest sarkastyczna, ale z pewnością nie antysemicka. Wywlekanie tej sprawy teraz uznaję za element kampanii wyborczej. A ona, jak wiadomo, niektórym odbiera rozum.
Sprawa trafiła jednak do sądu, bo Gassen-Piekarski zdecydował się złożyć prywatny akt oskarżenia.