Dzięki rzece Toruń był przed wiekami tętniącym życiem ważnym polskim portem morskim. Dziś trudno w to uwierzyć, bo żegluga jest szczątkowa, a Wisła powszechnie uznawana za brudną i niedostępną.
<!** Image 2 align=none alt="Image 174203" sub="Wisła na dziko i z kulturą. Korzenie drzewa na podmytej skarpie naprzeciwko Nieszawy i toruńska panorama, górująca nad rzeką. Tu podziwiana z pokładu „Wandy”. Za sterem armator Czesław Błocki. / Zdjęcia: Jacek Kiełpiński">- Nie da się ukryć, odstraszyliśmy skutecznie społeczeństwo od Wisły - przyznaje toruński hydrolog profesor Marek Grześ. - Winne są szczególnie lata 80., gdy masowo wpuszczano ścieki. Wtedy mówiło się, że rybie złapanej w Wiśle wystarczy knot włożyć do pyszczka i mamy lampę naftową. To się najwyraźniej utrwaliło.
<!** reklama>Marina ciągle w planach
W ostatnich latach przewinęły się dziesiątki projektów przybliżających, czystą już przecież, Wisłę i zachęcających do korzystania ze szlaków wodnych. Skutek jest dość mizerny. W Toruniu przy Bulwarze Filadelfijskim cumują tylko barki-bary sprzedające piwo, dwa statki spacerowe, a na drugi brzeg kursuje motorówka, drugie wcielenie słynnej „Katarzynki”. Rzadko pojawiają się jachty, łodzie, pontony, kajaki czy tratwy wodnych wędrowców.
<!** Image 3 align=none alt="Image 174203" >- Przed laty okazjonalnie przypłynął luksusowy „Frederic Chopin”, potem okazało się, że nie radzi sobie na płyciznach. Musimy to przyznać, nie utrzymaliśmy tej drogi wodnej - ubolewa Szczepan Burak, szef Wydziału Środowiska i Zieleni toruńskiego Urzędu Miasta. - Mimo licznych planów nie dorobiliśmy się w Toruniu mariny, a można by ją zrobić rozbudowując przystań AZS albo wykorzystując nabrzeże Portu Zimowego. Jednak ciągle jest zbyt małe zainteresowanie. Brakuje użytkowników rzeki, dla których przystań miałaby powstać.
Nadzieję, że Wisła wróci do łask, niosły coroczne regaty Toruń-Bydgoszcz. Reaktywowane w 1995 roku przyciągnęły kilkadziesiąt jachtów. Niestety, w tym roku po raz drugi z rzędu nie odbyły się.
- A byłaby to już 47. edycja - oblicza Stanisław Klein z Toruńskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. - W ubiegłym roku przeszkodziła wysoka woda powodziowa, w tym niedogranie terminu ze stroną bydgoską.
<!** Image 4 align=none alt="Image 174203" sub="Kajak jest cichy, ale wolny, ponton szybki, ale głośny. Pokonanie odcinka Włocławek-Toruń zajmie dzień albo półtorej godziny. ">Na brak skutecznych działań promujących i popularyzujących Wisłę w naszym regionie narzeka Łukasz Krajewski, szef „Żeglugi Wiślanej”, firmy, która wyczarterowuje mieszkalne łódki i zachęca do spędzania urlopów na wodnym szlaku.
- Patrząc z perspektywy Krakowa województwo kujawsko-pomorskie nie błyszczy. Imprezy wodne są organizowane choćby w Bydgoszczy, ale znane... chyba też tylko tam. Sąsiednie Pomorskie angażuje się bardziej. Przykład? Organizują tam m.in. rejsy dla dziennikarzy, by pokazali ludziom urok i możliwości rzeki. Na przykład to, że obecnie w Wiśle można się kąpać bez obaw, a ryby z niej są wyśmienite. By coraz więcej osób uwierzyło, że można wsiąść w Toruniu czy Bydgoszczy na pokład takiej, dostarczonej we wskazane miejsce, jednostki i popłynąć do Gorzowa, Szczecina, Opola, Gliwic czy Berlina.
Nie ma ruchu, nie ma remontu
Aż tak daleko nie zamierza wyprawiać się Czesław Błocki, toruński armator, właściciel statku „Wanda”. Obecnie, z powodu niskiej wody na Wiśle, spacery wodne swą jednostką ogranicza do pływania między toruńskimi mostami.
- „Wanda” ma 0,8 metra zanurzenia, „Wiking” - 0,6. W sytuacji, gdy wody jest ogólnie mało, a dodatkowo zapora we Włocławku wstrzymuje jej zrzut na kilka godzin, pływanie staje się praktycznie niemożliwe - tłumaczy. - W tej sytuacji bardzo niebezpieczne stają się wystające z piachu rafy kamienne. A znam na Wiśle takie miejsca, gdzie przy tak niskiej wodzie Wisła zachowuje się jak rzeka górska, nurt wciska się w wąskie szczeliny. „Wanda” ma zbyt słaby silnik, by pokonać taką przeszkodę pod górę.
Wielka woda - źle, mała woda - też źle. To w ogóle da się Wisłą pływać?
- Na zaporze włocławskiej śluzujemy średnio 500 jednostek rocznie - mówi Grzegorz Wesołowski, szef tamtejszego nadzoru wodnego. - W tym są barki wiozące elementy wielkogabarytowe, dla których musimy spuszczać odpowiednią ilość wody, jak i jachty. Żegluga utrzymuje się na tym poziomie od lat.
A nawet tak skromna żegluga wymaga uaktualnianego szlaku. - Wisła jest dobrem narodowym, a szlak żeglugowy dla każdego - przypomina Jarosław Wachowski, szef nadzoru wodnego na odcinku od Włocławka do Górska, którego ludzie na bieżąco przestawiają bakeny i znaki brzegowe, by każdy mógł przepłynąć ten odcinek omijając liczne mielizny, czyli przesuwające się po dnie łachy. - Dobrze wiemy, że społeczeństwo nie zna znaków wodnych. Niektórzy kupują sobie motorówkę i myślą, że jeździ się nią po rzece jak po szosie. Nieraz musieliśmy ściągać takich asów z łach. Pływać trzeba uważnie, lawirując. Bo to jest rzeka w stanie takim, w... jakim jest. Przez ostatnich dziewięć lat remont na naszym odcinku przeszły zaledwie trzy ostrogi. Nie ma ruchu, nie ma remontów, nie ma remontów, bo nie ma ruchu, czyli zapotrzebowania. Błędne koło.
<!** Image 5 align=none alt="Image 174203" sub="Średniowieczny Toruń. Port, stocznia, morskie statki i zamorskie towary
- tym się wówczas miasto chwaliło i z tego słynęło w całej Europie. / Fot. Archiwum">Emocje na kamiennej rafie
A może rację ma podróżnik Marek Kamiński, który w ramach Ekspedycji Wisła spływał nią zimą kajakiem i przekonywał w rozmowie na środku rzeki: - Zostawmy ją, jaka jest. Jestem przeciwnikiem radykalnej regulacji i kolejnej zapory. Taka Wisła, częściowo dzika, to skarb tego kraju!
Tak podchodząc do sprawy Wisła jawi się zupełnie inaczej. To co było jej słabością, staje się zaletą. Liczne łachy i wypłycenia? Dla pontoniarza, użytkownika zwinnej pychówki z silnikiem, czy kajakarza to frajda omijać te piaskowe wyspy i zatrzymywać się na nich.
Poznawanie Wisły nie musi się łączyć z żadną akcją promocyjną, czy międzynarodowym projektem. Wystarczy wywieźć sprzęt pływający do Włocławka i ruszyć rzeką w stronę Torunia. Wyspy Bógpomóż, Ptasia, Jamajka, Kozia... Na każdej warto się zatrzymać. A może i przenocować. Pokonanie trasy Włocławek-Toruń zajmuje kajakarzom jeden dzień. Niezapomniany.
Przyznali to wodniacy, z którymi rozmawiałem. Zdradzili też kilka patentów. - Płynąc kajakiem lubię „odbijać” się od końcówek ostróg - tłumaczy Jarosław Wachowski. - Kajak wypychany jest wtedy w stronę kolejnej ostrogi. Płynie się znacznie szybciej niż środkiem rzeki - zdradza.
Z Czesławem Błockim wstępnie umówiliśmy się na wspólne spłynięcie kajakami z Włocławka 683 przy rekorodowo niskiej wodzie. - Chciałbym przeżyć pokonywanie rafy kamiennej za Włocławkiem na 693 kilometrze i tej koło kępy Bógpomóż w kajaku! To musi być coś! - rozmarza się doświadczony wodniak.
Wspólnie dochodzimy do wniosku: skoro duże jednostki nie są w stanie zrobić ruchu na rzece, to może powinny robić to te najmniejsze? Bo przecież o ruch tu chodzi. Będą użytkownicy rzeki, pojawi się infrastruktura. Będzie marina - przypłyną jachty. I tak dalej, aż w końcu zacznie się opłacać dbanie o rzekę i może doczekamy widoku jak ze starych sztychów - przed panoramą Torunia zatłoczona, żywa Wisła.