Anders Hoegstroem, podejrzany o podżeganie do kradzieży napisu z Auschwitz w ciągu 10 dni powinien zostać przekazany polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
<!** Image 2 align=right alt="Image 147705" sub="Za napis znad bramy Hoegstroem mógłby dostać prawie pół miliona euro Fot. Auschwitz.org.pl">Hoegstroem nie odwołał się bowiem od wyroku sztokholmskiego sądu, który trzy tygodnie temu zezwolił na wydanie go stronie polskiej.
- Mój klient chce jak najszybciej uporządkować sprawy na miejscu w Polsce - powiedział agencji TT Bjoern Sandin, adwokat Hoegstroema. Prawda jest jednak taka, że odwołanie nie dałoby wiele. Jedynie odwlekłoby przesłuchanie przez polską prokuraturę.
Anders Hoegstroem jest dobrze znany opinii publicznej w Szwecji. W latach 1994-1999 kierował główną neonazistowską partią w kraju - Frontem Narodowosocjalistycznym. Ma 34 lata. Zdecydował się na zlecenie kradzieży napisu z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, bo chciał być jeszcze bardziej znany i sławny.
Oficjalnie z nazizmem zerwał 10 lat temu. W 2001 roku został nawet bohaterem gali „Artyści przeciwko nazizmowi”. Pisano o nim w gazetach i robiono o nim programy telewizyjne. W swej politycznej karierze jeszcze dwa razy zmienił poglądy. Działał w partii socjaldemokratycznej, a później zaczął popierać konserwatystów.
<!** reklama>Polska prokuratura uważa, że Hoegstroem jest zleceniodawcą kradzieży napisu „Arbeit macht frei” z muzeum w Auschwitz. On sam składał w Szwecji różne zeznania. Przyznał się, że zlecił kradzież mężczyznom z Polski, ale potem się z tego wycofał i zaczął współpracę z policją, aby zapobiec kradzieży. Policja szwedzka nie potwierdza jego wersji.
Do kradzieży doszło w grudniu 2009 roku. Brało w niej udział pięciu mężczyzn z naszego województwa. Sąd w Krakowie skazał trzech z nich. Kary wynoszą od pół roku do 2 lat i 6 miesięcy. Wszyscy przyznali się do winy, wyrok został wydany bez przeprowadzenia rozprawy. Do czasu jego uprawomocnienia mężczyźni przebywają na wolności.
Kradzież historycznego napisu z bramy obozowej planowana była ponad rok. Jesienią 2008 r. Hoegstroem odwiedził Polskę, by spotkać się, m.in., z Marcinem A., Polakiem, który wielokrotnie pracował w Szwecji w firmie ojca Andersa.
- Szwedzki obywatel - domniemany zleceniodawca kradzieży - był w Polsce i z dwoma podejrzanymi odwiedził obóz. Na jego terenie Szwed miał wskazać na napis „Arbeit macht frei” i powiedzieć, że dużo za niego zapłaci. Zorganizowanie grupy, która miała pomóc w przestępstwie, trwało ponad rok. W drugiej połowie 2009 roku Marcin A. przekazał informację swojemu zleceniodawcy, że znalazł odpowiednich ludzi. Za kradzież mieli dostać po 20 tysięcy złotych. Jak podało radio RMF FM, za napis już w Szwecji Hoegstroem miał otrzymać prawie pół miliona euro (ponad dwa miliony złotych). 18 grudnia w Oświęcimiu złodzieje najpierw zbadali teren, a następnie po kilku godzinach wrócili do obozu i w kilka minut zdjęli napis. Po kradzieży pocięli metalowy przedmiot na trzy części, ułożyli na tylnym siedzeniu samochodu i przykryty kocem przewieźli do Czernikowa pod Toruniem.
Policja, przy pomocy informatorów, odnalazła napis po trzech dniach. Szwedzka policja odwiedziła Hoegstroema w jego mieszkaniu w Sztokholmie 11 lutego i od tego czasu decyzją sądu przebywa on w areszcie.(kam, rmf fm, interia.pl)