To nie koniec zmian, które planuje wprowadzić Macron. Prezydent Francji chce także, aby umowy dla pracowników zagranicznych trwały maksymalnie rok. Po dwóch latach zatrudnienia w delegacji podlegaliby oni w całości francuskiemu prawu pracy. Dodatkowo pracodawcy płaciliby świadczenia socjalne według stawek lokalnych, a nie obowiązującychw kraju ich pochodzenia.
Nowe przepisy będą szczególnie niekorzystne dla Polski, która jest europejskim liderem w delegowaniu pracowników za granicę. Gdyby zakładane zmiany weszły w życie, wiele polskich firm nie byłoby w stanie wypłacać przewidzianych pensji i wycofałoby się z Francji.
Według Macrona chodzi o walkę z tzw. „dumpingiem socjalnym”, czyli zaniżaniem kosztów przez pracodawców z Europy Wschodniej, na czym tracą ich podwładni. Eksperci wskazują jednak, że celem prezydenta jest przede wszystkim ochrona francuskiego rynku przed zagraniczną, tańszą konkurencją. Przedsiębiorstwa z Paryża czy Lyonu mają co raz mniejsze szanse w rywalizacji np. z polskimi firmami transportowymi.
Istnieją pewne sektory, w których Francuzi niechętnie się zatrudniają, tworząc niszę dla pracowników o tych samych kwalifikacjach z innych państw.
Zamiast stworzyć warunki dla konkurencyjności, co pobudziłoby gospodarkę, prezydent Macron praktycznie uniemożliwia pracę we Francji Polakom, Czechom czy Rumunom. Stoi to w sprzeczności z unijnymi zasadami wspólnego rynku i swobodnego przepływu pracowników.
Na zatrudnianie rodaków co raz rzadziej decydują się także francuskie firmy. Z powodu ograniczających innowacje przepisów i skomplikowanego systemu podatkowego tamtejsze przedsiębiorstwa przenoszą etaty za granicę lub oferują kontrakty tymczasowe. Efektem tego jest wysokie bezrobocie. Według danych Eurostatu, w zeszłym roku bez zatrudnienia pozostawało ponad 10 proc. obywateli.
Natalia Bogdan, właścicielka agencji pracy Jobhouse.