Miała powody do radości, bo rywalka tanio skóry nie sprzedała. Trudno zresztą by było inaczej - Alison Riske dopiero po raz pierwszy w karierze (w dziesiątym starcie) zagrała co prawda w ćwierćfinale Wimbledonu, ale na trawie grać potrafi. Wygrała na niej w czerwcu turniej WTA w Rosmalen, a w 2016 r. dotarła do finału w Nottingham. W Londynie pokonała w 1/8 finału liderkę światowego rankingu, Australijkę Ashleigh Barty.
Ścigającej się z historią, a dokładnie z inną Australijką, Margaret Smith Court, Williams również postawiła twarde warunki. Starsza z Amerykanek wygrała co prawda pierwszego seta, ale dwukrotnie musiała odrabiać w nim stratę przełamania. Drugi padł łupem Riske, która w dodatku zaraz na początku trzeciego przełamała rodaczkę. Williams znów odrobiła stratę, a potem poszła za ciosem i objęła prowadzenie 3:1. Miała nawet dwie szanse na 4:1, ale nie potrafiła ich wykorzystać. Riske ani myślała się poddać, walczyła o każdą piłkę. Mocno i celnie uderzała z głębi kortu i wytrzymywała dłuższe wymiany, co nie jest łatwym zadaniem, gdy po drugiej stronie siatki stoi młodsza z sióstr Williams.
Ostatecznie zrobiło się 3:3, później 4:3 dla Sereny i wtedy nastąpił kolejny zwrot akcji. Riske najwyraźniej nie wytrzymała ciśnienia, bo przestała trafiać serwisem, a gema zakończyła podwójnym błędem. Williams się nie myliła i po chwili zakończyła spotkanie asem serwisowym przy pierwszej piłce meczowej. W nagrodę powalczy o kolejny finał Wimbledonu, który wygrywała w przeszłości już siedem razy. Jeśli wygra po raz ósmy, wywalczy swój 24. wielkoszlemowy tytuł i wyrówna rekord wszech czasów, należący do wspomnianej już Margaret Smith Court.
Półfinałową rywalką Williams będzie w czwartek Barbora Strycova. Czeszka pokonała nieoczekiwanie 7:6(5), 6:1 Brytyjkę Johannę Kontę. Ze Strycovą Amerykanka ma ma bilans 3:0. W drugim półfinale spotkają się Rumunka Simona Halep i Ukrainka Elina Switolina.
Serena Williams nie chce udzielać porad rodzicielskich Meghan Markle
