Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilk głodny, a owce poszarpane

Piotr Schutta, rys. Łukasz Ciaciuch
Ze statystyk wynika, że duchowni katoliccy nie stanowią nawet 1 proc. tych, którzy dopuszczają się pedofilii. To jednak ich czyny są najbardziej nagłaśniane w mediach i społecznie potępiane.

<!** Image 3 align=right alt="Image 211156" >Ze statystyk wynika, że duchowni katoliccy nie stanowią nawet 1 proc. tych, którzy dopuszczają się pedofilii. To jednak ich czyny są najbardziej nagłaśniane w mediach i społecznie potępiane.

Zatrzymanie przez policję i postawienie zarzutów posiadania i rozpowszechniania pornografii dziecięcej 40-letniemu księdzu Markowi M. wstrząsnęło ostatnio społecznością Inowrocławia. Część ludzi „ukamienowała” już wikarego w internetowych komentarzach, a część odebrała całą sytuację jako kolejny, nieuzasadniony atak na Kościół katolicki w Polsce.

- Parafia działa, wszystko jest na swoim miejscu. Pan najlepiej niech nie pisze nic - mówi lakonicznie przełożony wikarego. - To jest sprawa, która na tyle wszystkich boli, że nie będziemy angażować w to mediów.

A co tu mówić?

- Oficjalnie proboszcz nie powiedział nam nic o zatrzymaniu księdza. Ale co tu mówić? Miał przekreślić wikarego, jak wszyscy inni? - bronią proboszcza parafianie.

Postanowiliśmy sprawdzić, jak z problemem zarzutów pod adresem swojego duchownego radzi sobie środowisko kościelne i świeccy, którzy kapłana znali, przyjaźnili się z nim, powierzali mu swoje tajemnice, a czasem i dzieci służące przy ołtarzu. W poprzedniej parafii, w Gnieźnie, ksiądz również zajmował się duszpasterstwem dzieci, przygotowywał je do przyjęcia sakramentów spowiedzi i komunii świętej, prowadził grupę ministrantów.

Zadanie odnalezienia osób związanych z księdzem okazało się łatwe, bowiem kapłan prowadził - jak wielu z nas - aktywne życie na portalu społecznościowym. Grono jego znajomych liczy pół tysiąca osób. Jak można się domyślić po opisach profili, są tam nauczyciele, przedsiębiorcy, intelektualiści, księża, studenci - ludzie w większości związani z Kościołem. Napisaliśmy do kilkunastu z nich prośbę o kontakt i podzielenie się tym, co czują i myślą w związku z zatrzymaniem swojego znajomego księdza; jakie mają w tej chwili oczekiwania od władz Kościoła; jakie wątpliwości i rozterki im towarzyszą. <!** reklama>

Odpowiedziała tylko jedna osoba - młody człowiek znający księdza z czasów jego działalności w Gnieźnie. Nie napisał nic odkrywczego. Tylko to, że jest w szoku i nie wie, co o tym myśleć.

- O czym to świadczy? O tym, że ludzie po prostu sobie nie radzą - nie ma wątpliwości ksiądz z Bydgoszczy, daleki znajomy Marka M. Rozmawiamy w jego mieszkaniu na plebanii. Prywatnie. Najpierw ogólnie i delikatnie, potem coraz konkretniej, aż w końcu dochodzimy do słowa „pedofilia”. Rozmowa nie jest łatwa. Obaj, nie wiedzieć dlaczego, jesteśmy skrępowani, mimo że to nie nam postawiono zarzuty.

- Znałem Marka słabo. Mimo wszystko jest to dla mnie wielkie zaskoczenie. Ale zastanówmy się - jeśli miał jakieś materiały pornograficzne, to przecież ktoś je stworzył, wyprodukował. Gdzie są ci ludzie? Kim oni są? Czy policja się nimi zajmuje? To jest ważny problem - zauważa ksiądz, odbiegając od tematu.

Potem wątek naszej rozmowy schodzi na problemy współczesnego świata. Mówimy o kulturze nasyconej seksualnością, o katechizacji dzieci i młodzieży, która nic nie daje, wspominamy o wielu sprawach, aż w końcu wracamy do Marka M. i... próbujemy go bronić. Może kupił niedawno laptopa, w którym były te materiały pornograficzne z dziećmi i wcale o tym nie wiedział? Może prokuratura się myli? A może tam nic nie ma? W końcu w desperackiej próbie pojęcia czegoś, co się wymyka wszelkim normom, dochodzimy do konstatacji, jak absurdalne i naiwne są nasze próby wytłumaczenia Marka M.

- A ja nie wierzę w te zarzuty. Życie mnie nauczyło nie oceniać pochopnie. Ilu ludzi trafia do więzienia niewinnie? Czekam na mocny argument - mówi parafianka z Inowrocławia. Ustalenia prokuratury jej nie przekonują. Kilka razy powtarza coś o zwykłych zdjęciach znad morza. Co ją przekona?

- Jeśli sam się przyzna.

Prokurator z Inowrocławia Sławomir Głuszek o szczegółach śledztwa rozmawiać nie może, ale rozwiewa wątpliwości, co do charakteru materiałów znalezionych na nośnikach elektronicznych w mieszkaniu duszpasterza.

To nie są zdjęcia z wakacji

- To nie są żadne zdjęcia z wakacji. To jest konkretna pornografia dziecięca - mówi. Jak się znalazła u księdza? O tym nie chce rozmawiać. Dodaje jedynie, że podejrzany złożył obszerne wyjaśnienia. Co nie znaczy, że się przyznał.

Najbliższe miesiące Marek M. spędzi w areszcie śledczym, ponieważ został tymczasowo aresztowany na wniosek prokuratury. Równie radykalnie zachowała się wobec duchownego strona kościelna. Już kilka dni po zatrzymaniu go przez policję Prymas Polski abp Józef Kowalczyk wycofał księdzu Markowi M. prawo do wykonywania wszystkich czynności kapłańskich. Można o tym przeczytać na stronie archidiecezji gnieźnieńskiej.

- Czekamy teraz na wyniki postępowania prokuratorskiego - mówi rzecznik kurii ks. Zbigniew Przybylski.

Sprawę ks. Marka zbada też diecezjalny sąd kościelny, a swoje wnioski przekaże do Stolicy Apostolskiej, która podejmie ostateczną decyzję o losach kapłana. W razie potwierdzenia się oskarżeń duchowny może zostać przeniesiony do stanu świeckiego.

Takie zachowanie władz kościelnych to w Polsce nowa jakość. Jest ono skutkiem zaleceń Watykanu, a co za tym idzie opracowanej w ubiegłym roku przez Komisję Episkopatu Polski instrukcji, dotyczącej zasad postępowania w przypadkach pedofilii osób duchownych. Identyczne wytyczne Stolica Apostolska nakazała przygotować wszystkim episkopatom na całym świecie. W 2011 roku ukazał się też okólnik Watykanu w tej sprawie.

Jego mottem jest hasło: zero tolerancji. Polscy duchowni pracują jeszcze nad aneksem do instrukcji, która w całości ma być gotowa i opublikowana w tym roku. Wiadomo, że nowe wytyczne nakazują biskupom zawiesić duchownego w czynnościach kapłańskich na czas dochodzenia lub co najmniej odsunąć go od pracy z dziećmi i młodzieżą.

Dwie sprawy, dwa podejścia

Jak bardzo owe rozwiązania różnią się od dotychczas stosowanych praktyk, dobrze pokazuje choćby przykład sprawy księdza Pawła K. z Dolnego Śląska. Kiedy w 2005 roku postawiono mu zarzut posiadania i rozpowszechniania pornografii dziecięcej, nie trafił do aresztu ani też nie został zawieszony w czynnościach kapłańskich. Jego proces trwał aż pięć lat i zakończył się wyrokiem w zawieszeniu. W tym czasie kapłan nadal miał kontakt z dziećmi i młodzieżą, tyle że na terenie innej diecezji. Na własną prośbę został bowiem w 2006 roku przeniesiony do Bydgoszczy.

- Nie miałem pojęcia, z kim mam do czynienia. Dowiedziałem się dopiero wtedy, kiedy został zatrzymany po raz drugi, gdy już u nas nie pracował. Młodzież wyczytała to w Internecie i skojarzyła z nim. Może w kurii krążyły jakieś pogłoski, ale ja naprawdę nic nie wiedziałem. Gdybym wiedział, nie przyjąłbym go do siebie - mówi stanowczo proboszcz, nie umie ukryć zakłopotania.

Tym razem zarzuty są poważniejsze niż poprzednio. Pawła K. zatrzymano w grudniu 2012 roku w hotelu w towarzystwie 13-letniego chłopca. Pracownikom recepcji wydało się podejrzane to, że 42-letni mężczyzna co rusz pojawia się tam z nieletnimi. Kuria wrocławska w oświadczeniu swojego rzecznika ks. Stanisława Jóźwiaka wyraziła współczucie i przypomniała, że każdy, kto wie o podobnych postępkach osób duchownych, powinien zgłaszać to władzom świeckim i duchownym.

Wierni z bydgoskiej parafii, w której pracował Paweł K. do dzisiaj nie mogą zrozumieć, dlaczego Wrocław podesłał im „po cichu” kapłana z problemami. Z oficjalnej informacji uzyskanej przez nas w kurii bydgoskiej nie wynika, czy biskup Jan Tyrawa wiedział o kłopotach Pawła K., czy nie.

- Dzisiaj inaczej by to wszystko wyglądało - odpowiada nie wprost ks. Jóźwiak, zapewniając, że teraz o Pawle K. Stolica Apostolska wie już wszystko.

Formalnie mężczyzna nadal jest księdzem. Po wyroku w 2010 roku został jedynie zawieszony w pełnieniu funkcji i urzędów kapłańskich i jeszcze przez dwa lata, aż do momentu kolejnej wpadki, odprawiał msze i udzielał sakramentów na terenie Dolnego Śląska. 


Warto wiedzieć

Była tajna instrukcja - jest nowe światło

Crimen sollicitationis to nazwa tajnej instrukcji Kościoła rzymskokatolickiego, obowiązującej w latach 1962-2001. Niektóre źródła podają, iż została ona zastąpiona innymi wskazaniami już w latach 80. XX w. za czasów pontyfikatu Jana Pawła II. Określała ona sposób postępowania w przypadku nadużyć seksualnych osób duchownych. Osoby uczestniczące w procedurach dowodowych, łącznie z poszkodowanymi i świadkami oskarżenia, zobowiązane były do zachowania w tajemnicy kościelnego śledztwa pod groźbą ekskomuniki.

W sprawie skandali seksualnych w Kościele zabrał już głos nowy papież Franciszek I. Podtrzymuje on stanowczo linię przyjętą przez swego poprzednika Benedykta XVI. Jak wynika z oświadczenia Watykanu, obecny papież zalecił zdecydowane działania wobec nadużyć seksualnych - krzewienie metod ochrony nieletnich, pomoc ofiarom i postępowanie proceduralne wobec winnych.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!