Mała miejscowość w naszym regionie. Pracownik socjalny rozmawia z podopiecznym ośrodka pomocy społecznej o seksie. Na wsi to temat tabu, ale w tym przypadku jak najbardziej na czasie, bo mężczyzna po raz czternasty został ojcem.
<!** Image 2 align=right alt="Image 93339" sub="W rodzinach wielodzietnych brakuje wszystkiego - od żywności, przez odzież, środki higieny, po obuwie. Na zdjęciu: rodzina spod Tucholi. Jest tu 11 dzieci. / Fot. Piotr Schutta">Zdarza mu się to mniej więcej raz w roku, mimo że nie ma pracy i nie jest w stanie zapewnić podstawowych potrzeb swojej rodzinie. Mieszkają z żoną i czternastoma pociechami w dwóch pokojach z kuchnią, dzieci chorują, brakuje pieniędzy na jedzenie. Gdyby nie zasiłki z urzędu gminy (ok. 2 tys. zł miesięcznie), rodzina Pakulskich nie byłaby w stanie się wyżywić.
Seks - temat wstydliwy
- Czy pan się jakoś zabezpiecza? No wie pan o co chodzi - pyta zażenowany pracownik socjalny.
- Taaa, no jasne - odpowiada pewnie mężczyzna.
- W jaki sposób?
- Śpimy z żoną w nogach, to znaczy ona ma głowę tam, gdzie ja nogi. Rozumie pan?
Rozmowa jest nieoficjalna, bo pracownikom opieki społecznej nie wolno prowadzić z podopiecznymi dialogów na temat ograniczania liczby potomstwa w rodzinach wielodzietnych (wprawdzie przepisy tego nie zabraniają, ale to jedna z niepisanych zasad); poza tym mężczyzna już wcześniej zapowiadał, że „zgłosi gdzieś” pracownika socjalnego, jeśli ten nie przestanie się wtrącać w jego prywatne sprawy. Nie obchodzi go, że po ostatnim porodzie żona zaczęła podupadać na zdrowiu.
<!** reklama>Kilka ciąż wstecz Pakulski zabronił jej chodzić do lekarza. Kobieta ma pierwszy kontakt ze specjalistą dopiero na sali porodowej. Żadnej kontroli nad matką i noworodkiem nie ma też po porodzie, bo Pakulska słucha męża i do przychodni nie chodzi. Nie da się z nią również porozmawiać o sposobach planowania rodziny, ponieważ „seks to wstydliwy temat”. Poza tym tabletki antykoncepcyjne są za drogie, metody naturalne za trudne, a na wkładkę nie zgadza się mąż (usłyszał gdzieś, że wkładki wywołują raka).
- Stara śpiewka - nie kryje bezsilności dr Andrzej Jedynak, ginekolog położnik pracujący w Szpitalu Powiatowym w Więcborku.
<!** Image 3 align=left alt="Image 93339" sub="Kolejne dziecko oznacza dodatkowe obowiązki dla starszego rodzeństwa / Fot. Piotr Schutta">Rocznie przeprowadza się tu zaledwie dwa zabiegi założenia wkładki domacicznej ze względów społecznych. - To naprawdę mało. Tłumaczenie, że kobieta nie ma na to pieniędzy, to opowiadanie głupot, bo wkładkę w całości finansuje pomoc społeczna. Mimo że oficjalnie im tego robić nie wolno, jakoś się dogadujemy - mówi lekarz. - Tylko musi być wola drugiej strony, bo na siłę żadnej kobiety nie uszczęśliwimy.
- Proszę tego nie pisać, ale nam nie wolno dawać zasiłków na spirale - przyznaje anonimowo jeden z pracowników socjalnych.
- Ale dajecie? - pytamy.
- No tak. Oficjalnie są to zasiłki na inne cele, na przykład na lekarstwa. Dla tych kobiet to jedyne rozwiązanie. Na męża żadna z nich nie może liczyć. Gdy facet się napije, nic go nie obchodzi.
Sprawdziliśmy w kilku ośrodkach pomocy społecznej w Kujawsko-Pomorskiem i okazuje się, że każda placówka rządzi się swoimi prawami. Dużo zależy od podejścia pracowników socjalnych. Jedni przyznają, że udzielają pod przykrywką zasiłków na antykoncepcję, inni nie ukrywają, że o seksie starają się z podopiecznymi nie rozmawiać.
- Nasza rola ogranicza się do pomagania, a nie do pouczania - tłumaczy Anna Bykowska, pracownica socjalna z Chełmży.
Tej najmłodszej miało nie być
Paulina jest ósmym dzieckiem Hanny i Mariusza. Urodziła się zdrowa. Leży teraz na tapczanie w małym pokoju zawinięta w firankę. To ochrona przed owadami i kurzem, bo w domu trwa remont.
<!** Image 4 align=right alt="Image 93339" sub="Tak wyglądają łóżeczka dziecięce w domach, w których większość powierzchni mieszkalnej zajmują miejsca do spania / Fot. Piotr Schutta">- Teraz to jeszcze jakoś wygląda, ale kiedy byłyśmy tu ostatni raz, na podłodze w kuchni leżała kilkudniowa góra obierków po ziemniakach - wspomina Grażyna Stasiak, pracownica socjalna z Więcborka.
- Tej najmłodszej dziewuchy miało nie być - rzuca pan Mariusz, machając ręką w kierunku niemowlaka w firance.
- No to co się stało? - pytamy.
- No... Wyszło jak wyszło. Tera żona ma sobie coś założyć. Spiralę czy coś - mówi mężczyzna, mieszając zawzięcie farbę. Udaje zapracowanego, ale przed przyjazdem pracowników socjalnych spał w najlepsze.
- No nie wiem, czy ta spirala to jest dobra? - myśli głośno żona pana Mariusza. Na kontroli po porodzie jeszcze nie była. O wkładce domacicznej słyszała przy okazji ostatniego porodu. Mówiono jej o tym zresztą wcześniej. Po każdym kolejnym dziecku zapewniała, że następnego już nie chce i że „coś z tym zrobi”.
Teraz jest to samo: - Broń Boże. Żadnych więcej dzieci - kręci głową.
Kilka wiosek dalej mieszka 27-letnia Barbara. Z konkubentem Zbyszkiem i pięciorgiem dzieci (czworo z nich w rubryce „dane ojca” ma wpisane „NN”). Ostatnie przyszło na świat przed dwoma miesiącami. Kobieta nie wie, co zrobić. Miała z dwójką najmłodszych jechać na szczepienie do przychodni, ale jej partner jak zwykle zawiódł. Nie wróci do domu na czas, bo musi jeszcze gdzieś po coś pojechać. Kiedy okazało się, że spłodził z Barbarą dziecko (podobno się tego nie wypiera) okolica zdębiała, bo jeszcze niedawno nie ukrywał, że ma „zaświadczenie o bezpłodności”. Pani Barbara zapewnia, że więcej dzieci mieć nie będzie. Całą piątką opiekuje się sama w dwóch pokoikach z kuchnią. Pierze ręcznie co drugi dzień. Pranie zajmuje jej od 3 do 4 godzin. Większość powierzchni w mieszkaniu zajmują tapczany i łóżeczka. Ściany są brudne i zagrzybiałe. Nie ma ciepłej wody.
Tak tłumaczy urodzenie ostatniego dziecka: - Zbychu chciał mieć chłopaka. Ale to już ostatnie dziecko. Więcej nie dam rady - podkreśla i ze współczuciem wspomina o swojej matce, która urodziła 15 dzieci.
Ukrywają ciążę, unikają lekarza
- Te dziewczyny mówią tak po każdym porodzie. Same w większości pochodzą z rodzin wielodzietnych. Prosimy je, żeby część becikowego i zasiłku porodowego przeznaczyły na zabezpieczenie się przed następnymi niechcianymi ciążami. Potakują, obiecują, że kupią tabletki albo wkładkę, a potem jest to samo. Ukrywają przed nami ciążę i unikają lekarza - mówi Krystyna Patyna, wieloletnia pracownica socjalna. Jej „rewir” to biedne wioski w okolicach Nakła i Więcborka. W ostatnim czasie w większości wielodzietnych rodzin, którymi się opiekuje, odbyły się porody.
- Rzadko kiedy udaje nam się namówić kobietę do założenia wkładki. Nawet jeśli damy jej pieniądze, okazuje się, że przeznaczyła je na inne cele - pracownicy socjalni przyznają, że są bezradni i nie ukrywają, że najlepiej by było, gdyby mogli w tej sprawie działać oficjalnie. Kupić wkładkę, umówić zabieg, pojechać z podopieczną.
Ale tego im robić nie wolno.
PS. Personalia rodzin zostały zmienione.
Warto wiedzieć
Nikłe szanse na adopcję
Jedną z najskuteczniejszych metod uniknięcia niechcianej ciąży jest podwiązanie jajowodów (u kobiety) lub nasieniowodów (u mężczyzny). W Polsce jest to jednak karalne. Mówi o tym przepis obowiązujący od 1956 roku.
Jak mówią pracownicy domów dziecka i pomocy społecznej, normą jest, że w rodzinach wielodzietnych dotkniętych syndromem niezaradności i wykluczenia, każde kolejne dziecko rodzi się coraz słabsze.
Ze statystyk prowadzonych przez polskie ośrodki adopcyjne wynika, że 98 procent kandydatów na rodziców chciałoby zaadoptować jedno dziecko w wieku do czterech lat, cieszące się dobrym zdrowiem. Dzieci z rodzin wielodzietnych mają niewielkie szanse na adopcję.
Od trzeciego dziecka przysługuje zasiłek z tytułu wielodzietności (50 złotych na dziecko), oprócz tego rodzina może się ubiegać o zasiłek rodzinny (od 45 do 60 złotych na dziecko). Rodzina z siedmiorgiem pociech otrzymuje co miesiąc ok. 800 złotych z opieki społecznej.