Tydzień temu skończył 28 lat. Karierę rozpoczął w Marymoncie Warszawa. Później występował w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, Hutniku Warszawa, MKS Kutno, Legionovii Legionowo, Dolkanie Ząbki i ponownie w drugoligowej Legionovii. Od tego sezonu reprezentuje barwy Zawiszy i usadowił się na czele najskuteczniejszych zawodników zaplecza ekstraklasy. W ostatnim meczu z Rozwojem Katowice (na wyjeździe) zapisał na swoim koncie hat-tricka, dzięki czemu bydgoszczanie zainkasowali cenne trzy punkty. Po powrocie z meczu rozmawiał z „Expressem Bydgoskim”.
Czy przed spotkaniem z Rozwojem, kiedy mieliście „w nogach” mecz z Legią, brakowało w składzie Kamila Drygasa, a rywal wydawał się mocny, gdyż wiosną zainkasował już sporo punktów, panował w waszym zespole pewien niepokój?
Trochę było niepewności, ale czuliśmy się mocni. Bez względu na wspomniane kwestie naszym celem była wygrana, bo nie zapominajmy, że kilku graczom trener dał trochę odpocząć. Wiemy o co gramy, o jaką stawkę toczy się gra. Musieliśmy zwyciężyć.
Pokazaliście, że gra się do końca...
Do 89 minuty utrzymywał się remis. Spotkanie było bardzo wyrównane, obie drużyny miały swoje sytuacje. Kiedy jednak nasz obrońca M’voto otrzymał czerwoną kartkę, nikt się nie spodziewał, że to się tak może zakończyć. Pokazaliśmy, że nawet w osłabieniu potrafimy stworzyć okazje podbramkowe. To niewątpliwie cieszy.
Żądlił pan rywala jak osa...
Udało mi się znaleźć dwa razy w odpowiednim miejscu.
Czy trener Zbigniew Smółka daje wam dużo koncepcji i pomysłów taktycznych?
Owszem, mamy różne założenia, lecz to boiskowe sytuacje wymuszają na nas co mamy grać. Wszystko zależy od nas, trener może nam jedynie coś podpowiedzieć.
Ostatnio większościowy udziałowiec spółki Radosław Osuch powiedział otwarcie, że nie podobają mu się pierwsze połowy w waszym wykonaniu. Zgadza się pan z tą uwagą?
W piłkę gra się przez 90 minut. Czasem można zdobyć bramkę w pierwszej, a czasem w ostatniej minucie. Przede wszystkim liczą się zwycięstwa, żeby nasz dorobek punktowy ciągle się powiększał. Myślę, że spotkanie z Rozwojem jest najlepszym tego przykładem.
Dzięki tej wygranej ciągle jesteście jednym z kandydatów do awansu. Strata do Arki Gdynia i Wisły Płock minimalnie się zmniejszyła. Jest wciąż o co walczyć.
Aż tak daleko bym nie wybiegał. Strata do drugiego zespołu wynosi siedem punktów. Musimy robić swoje, skoncentrować się i dalej wygrywać.
Pewnie nie jest łatwo wprowadzać w czyn różne idee, gdy spowalniają je kontuzje. Jak mocno problemy kadrowe psują wam różne koncepcje?
Na pewno nie ułatwiają sprawy. Ale kadra jest szeroka, mamy w niej też sporo dobrych młodzieżowców. Myślę, że jest kim zastąpić zawodników, którzy wypadają z drużyny.
Pewnie pan powie, że indywidualne osiągnięcia nie mają żadnego znaczenia, lecz tytuł króla strzelców pierwszej ligi, dla któregoś z klubów ekstraklasy, gdyby Zawiszy nie udało się do niej awansować, może się liczyć. Jest pan na najlepszej drodze, by po ten tytuł sięgnąć. Chyba w głowie gdzieś taka myśl musi siedzieć...?
Rzeczywiście, na ten moment korona króla strzelców liczy się najmniej. Z drugiej strony, jestem rozliczany z tego, ile strzelę goli, a ostatnio kazałem na siebie trochę czekać. Do końca sezonu pozostało do rozegrania osiem meczów. Coś jeszcze postaram się strzelić.