Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiejskie miraże

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Prawie półtora tysiąca ludzi w ubiegłym roku dołączyło do gromady wieśniaków w powiecie bydgoskim, podczas gdy miastowi wzmocnili swe szeregi raptem o 73 duszyczki. Kiedyś większy przyrost naturalny na wsi wiązano z zagadnieniem elektryfikacji - tam, gdzie nie było elektryki, ludność wcześniej pakowała się do łóżek i podnosiła wskaźniki narodzin. Teraz obywatelski rachunek na plus dla wsi to przede wszystkim skutek ucieczki z miasta co bardziej zaradnych ziomków.

<!** Image 2 align=none alt="Image 154032" sub="Na wsi żywność była może tańsza, ale... przed wojną / Fot. Radosław Rzeszotek">Prawie półtora tysiąca ludzi w ubiegłym roku dołączyło do gromady wieśniaków w powiecie bydgoskim, podczas gdy miastowi wzmocnili swe szeregi raptem o 73 duszyczki. Kiedyś większy przyrost naturalny na wsi wiązano z zagadnieniem elektryfikacji - tam, gdzie nie było elektryki, ludność wcześniej pakowała się do łóżek i podnosiła wskaźniki narodzin. Teraz obywatelski rachunek na plus dla wsi to przede wszystkim skutek ucieczki z miasta co bardziej zaradnych ziomków. I owszem, życie na wsi bywa sielankowe, zwłaszcza w wiosenne i letnie miesiące, ale bez przesady. Potrafią je uprzykrzyć nie tylko komary i krety. Oto parę innych upierdliwości wśród pól malowanych zbożem rozmaitem, które opowieś ci o sielance na wsi stawiają pod wygiętym jak sierp znakiem zapytania.

<!** reklama>Mit pierwszy: na wsi łatwiej i szybciej można wszędzie dojechać, bo nie ma korków. To zależy. Z mojej wsi łatwo i szybko można pojechać w kierunku, w którym prawie nikt z niej nie jeździ, na przykład do Łabiszyna. W stronę Bydgoszczy napotykam natomiast minimum dwa regularnie korkujące się szkaradziejstwa, gdzie czeka się nie krócej niż na najbardziej obleganych skrzyżowaniach w mieście. Poza tym miejskie punkty oporu samochodowej materii i tak muszę pokonać, bo do metra na rogatkach Bydgoszczy się przecież nie przesiądę. Porządne rozwiązanie drogowego kłopotu na wsi najczęściej jest odkładane do św. Tygdy (co go nie ma nigdy), bo wiejska gmina ma cieniutki portfel, a w większej skali liczą się przede wszystkim najważniejsze trakty i największe skupiska homo sapiens. Z jednej strony cieszę się więc, że po decyzji środowiskowej być może ruszy z kopyta budowa trasy S5. Z drugiej, strony zdaję sobie sprawę, że z luksusów S5 korzystać będę może raz na miesiąc. Natomiast ze skrzyżowania dróg 25 i 254 w Brzozie korzystam przynajmniej dwa razy dziennie i nie ma najmniejszych szans, by nie sterczeć tam niemal za każdym kursem pod kolejowym szlabanem.

Mit drugi: na wsi żywność jest tańsza. Nie wiem, może tak było przed wojną. Dziś ze wsi na większe zakupy jeździ się do bydgoskich hipermarketów, bo tam jest najtaniej. Najbliższe wiejskie targowisko też jest w Bydgoszczy, na Wyżynach. Kramy we wsi są znacznie droższe i niekoniecznie oferują dorodny towar. Odnoszę zresztą wrażenie, że właściciele wiejskich kramów z owocami i warzywami jeżdżą na hurtowe zakupy w te same miejsca co bydgoscy detaliści. A że za miastem konkurencja jest mniejsza, to ceny mogą wystawiać wyższe. Jak ktoś zapomniał natki pietruszki do zupy i nie ma jej w ogródku, to i tak kupi w pobliżu. Nie będzie pruł po natkę kilkanaście kilometrów do miasta.Zredagujmy katechizm cnotliwego konsumenta: 1. Kupuj mniejsze porcje, nie zważając na promocje i inne zachęty - wartość zmarnowanej żywności zwykle jest większa niż oszczędność w wyniku promocji. 2. Unikaj zakupów w hipermarketach, bo z reguły kupisz więcej rzeczy niż planowałeś. 3. Nie gromadź żywności, bo koszt jej przechowywania może być większy niż zysk w wyniku zakupu po okazyjnej cenie. I ostatnie, być może najważniejsze: Nie traktuj wyjścia do sklepu jako lekarstwa na nudę, stres czy chandrę. Zakupy nie są lekarstwem, lecz coraz częściej narkotykiem.

Mit trzeci: na wsi łatwiej dostać się do lekarza. To prawda, ale to nie musi oznaczać, że zostaniemy przez tego lekarza lepiej potraktowani. Pewna bliska mi osoba, kobieta pod sześćdziesiątkę, wybrała się ostatnio do wiejskiej przychodni zdrowia po skierowanie na badanie poziomu cukru. Poczekalnia - rzecz w mieście nierealna - była pusta, a lekarz, na oko też pod sześćdziesiątkę, na miejscu. Ucieszył się, że w końcu jego praca nabrała sensu, poczuł pokoleniową więź z pacjentką? Nic z tych rzeczy. Pacjentka wróciła z przychodni oburzona: „Przyjął mnie w kolorowej koszuli, nawet kitla nie założył. A cukier chciał mi zbadać od razu, nie pytając, czy jestem na czczo”. Powie ktoś: każdemu zdarzyło się trafić na konowała. Racja, w mieście łatwiej jednak konowałów unikać.

Mit czwarty: na wsi ludzie są bardziej życzliwi i serdeczni. Być może, o ile uda się ich poznać. Aby utrzymać dom na wsi, od rana do wieczora tyram w mieście. Z najbliższym sąsiadem parę zdań zamieniam średnio raz w tygodniu. Z kilku dalszymi - raz na miesiąc. Większość ludzi z mojej wsi, choć zawsze grzecznie się sobie kłaniamy, znam tylko z widzenia. Życie towarzyskie odkładam do emerytury. O ile jej dożyję.

A poza tym na wsi rzeczywiście mieszka się świetnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!