Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We własnych gaciach

Katarzyna Kabacińska
Rozmowa z MIKOŁAJEM WALENCZYKOWSKIM, studentem PWSFTviT w Łodzi, autorem filmu „Kazan”

Rozmowa z MIKOŁAJEM WALENCZYKOWSKIM, studentem PWSFTviT w Łodzi, autorem filmu „Kazan”

<!** Image 2 align=right alt="Image 157954" sub="Fot. Tymon Markowski">Zrobiłby Pan o mnie film?

Musiałbym panią lepiej poznać , zobaczyć w tym coś ciekawego... Ale poznać nie tylko z tej lepszej strony, co wiąże się z pewnym otwarciem, na które mogłaby pani nie mieć specjalnej ochoty.

Żeby poznać zadawałby Pan dziesiątki pytań, jak w dokumencie o bezdomnych „Kilka stopni niżej?” i w mniejszym stopniu w filmie „Divadlo”,pokazującym teatr zza kulis. Powiedział Pan nawet kiedyś, że dobrze postawione pytanie jest najważniejsze. O co więc by mnie Pan zapytał?

Na pewno o to, dlaczego jest pani dziennikarką, ale i o życie pozazawodowe. Tu nie ma recepty czy jednego pytania - klucza. Wiele ich padało też w „Divadle” tyle, że poza kadrem. Odpowiedzi bohaterów przeplatały się wzajemnie, potęgując wrażenie - o co mi chodziło - że wszyscy są jak trybiki w jednej wielkiej machinie, że praca każdego jest tu ważna, a jeden bez drugiego nie istnieje. Dzisiejszy dokument odchodzi jednak od tzw. gadających głów, więc raczej starałbym się towarzyszyć pani życiu, przyglądając się różnym zachowaniom, sytuacjom... Bardzo lubię obserwować ludzi, otoczenie, z tego czerpię materiał do przemyśleń. To chyba domena każdej z dziedzin sztuki, chociaż ja jeszcze nie odważyłbym się nazwać artystą! Każdy jednak ma swój odbiór świata, tyle że malarz przekazuje go za pomocą obrazu, a ja, jeśli coś mnie na tyle zainteresuje, chcę o tym opowiedzieć kręcąc film.

<!** reklama>Ten najnowszy jest o zespole Kazan. Co zafascynowało Pana w tej kapeli, skoro - wiem skądinąd - nie jej ciężkie brzmienie?

Rzeczywiście, na co dzień nie słucham hardcore’owej muzyki, ale zaciekawili mnie ludzie, którzy wspólnie ją tworzą. W różnym wieku, każdy inny, mieszkający w różnych miastach, wykonujący odmienne zawody, a znajdujący w sobie tyle determinacji, żeby, kosztem swego czasu i rodzin, spotykać się, razem próbować, koncertować, własnym sumptem wydawać płyty oraz mieć marzenia dotyczące przyszłości zespołu.

To nie nazywa się pasja?

Pasja, oczywiście. I samozaparcie, bo przecież są też wydatki. Ale oni właśnie tak się realizują. Nie będzie przesadą powiedzieć, że to ich sposób na życie. I chyba na odreagowanie: noszą w sobie bunt i chcą go wykrzyczeć. Mają przy tym coś do przekazania, są dojrzałymi, świadomymi ludźmi, co wyraźnie widać w tekstach Kazana. I ten dualizmu, pewien rodzaj sprzeczności był dla mnie najbardziej pociągający: tu dzieci i poważny zawód, a z drugiej strony bunt!

Uwikłanie w życie i krzyk niezgody na jego reguły... Udało się to Panu pokazać, bo sami bohaterowie podobno zadania nie ułatwiali?

(Śmiech) No, nie ułatwiali, bo pozostali sobą. To było ścieranie się osobowości. Żeby za dużo nie zdradzać, powiem tylko o takiej scenie z telewizorem: proszę ich, by usiedli przed ekranem, a oni, że nie oglądają telewizji. Ja tymczasem w kontrapunkcie do telewizyjnej sieczki chciałem puścić ich muzykę... Dokument bowiem to również prowokacja, a nawet pewna inscenizacja i ostatecznego kształtu nabiera dopiero przy montażu. „Kazan” to w jakimś sensie film muzyczny, więc muszę tu podkreślić to, co zrobił dla jego udźwiękowienia Nicolas de la Vega. Efekt jest tak dobry, że ... odbiorca tego nie zauważy, ale każdy błąd byłby natychmiast słyszalny. Za tę pomoc chciałbym mu serdecznie podziękować, jak zresztą całej bydgoskiej Akademii Muzycznej.

Kazan już Panu podziękował?

Film pokazuje, że jak się chce, to można. Zespołowi się podobał, bo (nawet, jeśli trochę przewrotnie) mówi o nim prawdę.

Jest Pan wprawdzie dopiero studentem III roku filmówki, ale nie korci Pana fabuła?

Korci! Żartuję, że nie mam wyjścia, skoro od II klasy podstawówki fotografuję, potem było kółko filmowe w Pałacu Młodzieży, teraz łódzka uczelnia... Podoba mi się to, że mogę próbować przekazać za pomocą filmu swoje przemyślenia, a zaczynem może być równie dobrze to, co mnie fascynuje, jak i to, co irytuje. Jakiś zarys pomysłu na fabułę w sobie noszę, ale nic więcej nie powiem. Za wcześnie.

Post scriptum

Bohaterem filmu Mikołaja Walenczykowskiego jest zespół Kazan, czyli dziennikarz, informatyk, nauczyciel, elektryk oraz student, którzy razem mają grubo ponad sto lat i łącznie pięcioro dzieci. Ich miejsca na ziemi to Szubin, Wyrzysk i Bydgoszcz. W 2007 r. nagrali debiutancką płytę „Demonstracja”, a w 2010 r. wydali kolejną pt. „e=hc2”, co należy czytać: energia to hard core do kwadratu. Bo właśnie hardcore’owa muzyka łączy kapelę w składzie: Jack (perkusja), Bart (bas), Rafau (gitara), Mzz (gitara). O swojej twórczości mówią, że to psychosocjalna poezja, pozwalająca się wykrzyczeć i zrywać okowy, które ograniczają ich w codziennym życiu. Ale i tu, i tu pozostają sobą. - Nie warto ubierać cudzych gaci - filozoficznie stwierdza gitarzysta Mzz, podkreślając, że film Mikołaja Walenczykowskiego nie zdjął ich z członków zespołu. - To jesteśmy my! - wyrokuje Mzz i nie zaprzecza, że należy to uznać za komplement. Tym chętniej, wraz z młodym filmowcem, zaprasza 2 października o godz. 20.00 do „Węgliszka” na premierową projekcję filmu „Kazan”, połączoną z koncertem zespołu, który zaprezentuje nową płytę. - Ostatni raz wystąpi z nami wokalista Def i być może przedstawimy publiczności nowego „krzykacza” - zachęca Mzz, bo w końcu kapela w Bydgoszczy nie gra zbyt często.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!