Wchodzenie na zamarzniętą rzekę to proszenie się o nieszczęście

Miejsc, w których można pojeździć na łyżwach czy po prostu poślizgać, się jest wiele. Tradycyjnie łyżwiarze pojawiają się nad Kanałem Bydgoskim, na Balatonie na Bartodziejach, na stawach na Osowej Górze, w Fordonie i przede wszystkim - w Myślęcinku.
[break]

- Ze względów bezpieczeństwa nie możemy wydać zgody na zabawy na lodzie na naszych stawach. Nie możemy dać gwarancji, że na przykład jazda na łyżwach nie zakończy się jakimś wypadkiem. Dno stawów wyłożone jest folią, są sztucznie pogłębiane, nie wiadomo więc, jak gruba warstwa lodu tak naprawdę na tych stawach zalega. Gdy jest dużo śniegu, stawy odśnieżamy, ale nie robimy tego dla łyżwiarzy, tylko po to, by nie było w stawach przyduchy - mówi Sandra Tyczyno, rzecznik Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku w Myślęcinku.

Nie zmienia to faktu, że to właśnie do Myślęcinka ciągnąć będą tłumy młodzieży szukającej rozrywki w czasie ferii. W zeszłym roku nie doszło na terenie miasta do żadnego wypadku załamania się lodu. Strażacy jednak radzą, co robić, gdyby do takiego zdarzenia doszło.

- Nie rzucamy się na pomoc, bo za chwilę sami możemy pływać w przeręblu. Jeśli jest taka możliwość, podajemy solidny szalik, gruby kij, drabinę - cokolwiek, co utrzyma taką osobę na powierzchni. Wcześniej wzywamy pomoc. Jeśli są inni świadkowie i jest blisko brzegu, wspólnie za pomocą takich prowizorycznych rzeczy możemy wyciągnąć ofiarę z wody. Czas działa na naszą niekorzyść, w niskiej temperaturze hipotermia następuje po około 15 minutach - ostrzega mł. bryg. Sławomir Reszkowski, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 i szef grupy wodno-nurkowej.

Co jednak zrobić, gdy sami staniemy się ofiarą zbyt cienkiego lodu i wpadniemy do wody?

- Samodzielne wyjście z przerębla jest trudne, ale nie niemożliwe. Jeśli ktoś zdoła, niech zdejmie kurtkę czy buty, bo nasiąknięte wodą ściągają nas w dół. Próbujemy wydostać się zawsze tam, gdzie lód wydaje się najgrubszy, łatwiej wyjść na plecy niż na brzuch. Jeśli wyczołgamy się z wody - nie wstajemy i nie biegniemy do brzegu, bo lód znów może popękać. Sposobem „na żabę”, maksymalnie rozkładając ciężar ciała na lodzie zmierzamy do brzegu. Tam zdejmujemy rzeczy i jeśli to tylko możliwe, zakładamy coś ciepłego i suchego. I wzywamy pomoc, bo nadal grozi nam wyziębienie - radzi Sławomir Reszkowski.

Specjaliści radzą, by w ogóle „odpuścić” próby jazdy i ślizgania się na rzekach. Nawet jeśli przy brzegu zalega gruba warstwa lodu, w jej nurcie może mieć on kilka centymetrów grubości.

Na wodach stojących - w zależności od głębokości akwenu - bezpieczna warstwa lodu, która może utrzymać człowieka, wynosi od 10 do 15 centymetrów i więcej. Najbezpieczniej jednak korzystać z miejskich ślizgawek i lodowisk przy szkołach.

Co zrobić, gdy pod nogami załamie się tafla lodu?

Najlepszym sposobem na uniknięcie dramatycznych sytuacji jest niewchodzenie na lód. Gdy dojdzie już do najgorszego, warto pamiętać o kilku rzeczach.
W niskiej temperaturze hipotermia następuje po około 15 minutach, ale nie panikuj! Pozbycie się nasiąkniętej wodą kurtki i butów ułatwi ci ruchy, ubrania nie będą ściągać pod wodę.

Łatwiej wyjść na plecy niż na brzuch, zawsze próbuj wydostać się tam, gdzie lód wydaje się najgrubszy.

Gdy uda się wydostać z wody nie stawaj na lodzie, bo ponownie może się załamać, najlepiej położyć się i w takiej pozycji dotrzeć do brzegu. Zdejmij mokre ubrania, spróbuj się rozgrzać - po wyjściu z wody nadal grozi ci hipotermia.