O nielegalnym odstrzale wilków alarmuje Stowarzyszenie dla Natury „Wilk”. W ostatnim czasie od kuli padły dwa basiory: Kosy w ostatni czwartek w Roztoczańskim Parku Narodowym (koło Zamościa), a Miko 14 sierpnia w lesie w Biadaczu koło Kluczborka.
Miko to wilk, którego w lutym 2018 roku udało się uratować po tym, kiedy został potrącony przez samochód. Był rehabilitowany w ośrodku w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt w Napromku.
Po wyleczeniu wypuszczono go w Puszczy Bydgoskiej. W tym roku przywędrował do lasów między Olesnem i Kluczborkiem, pokonując kilkaset kilometrów!
Został zastrzelony 14 sierpnia w nocy w Biadaczu koło Kluczborka, na polu otoczonym trzema ambonami myśliwskimi.
Po zastrzeleniu zdjęto mu obrożę i zakopano ją w lesie koło Lasowic Wielkich.
Skąd tak dokładne informacje co do daty i miejsca?
Dzięki obroży, którą wilkowi założono po wypadku. Taka obroża kosztuje ponad 10 tysięcy zł i naszpikowana jest elektroniką.
- Na obroży jest szereg czujników, które pozwalają nam ustalić także moment śmierci wilka - mówi dr hab. Sabina Pierużek-Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. Stowarzyszenie ustaliło nawet, z której ambony myśliwskiej padł strzał.
Dlaczego informację o zastrzeleniu wilka na Opolszczyźnie podano dopiero po miesiącu?
- Daliśmy policji czas na czynności - wyjaśnia Sabina Pierużek-Nowak. - Oczywiście, w obu przypadkach natychmiast wezwaliśmy policję. Liczymy na to, że dane z obroży GPS/GSM pomogą w ujęciu sprawców.
- Prowadzimy śledztwo w tej sprawie pod nadzorem prokuratury. Policjanci prowadzą czynności, ale na razie dla dobra śledztwa nie możemy podać żadnych szczegółów - informuje asp. sztab. Dawid Gierczyk, rzecznik policji w Kluczborku.
Stowarzyszenie dla Natury „Wilk” podaje zatrważającą statystykę:
- 40 procent monitorowanych przez nas za pomocą obroży wilków zostało zastrzelonych - mówi Sabina Pierużek-Nowak.
W całej Polsce są niecałe 2 tysiące wilków. Tylko mała ich część ma elektroniczne obroże.
- Na razie nie mamy żadnego potwierdzenia, w jaki sposób i przez kogo padł ten wilk. Jeśli okazałoby się, że zrobił to myśliwy, natychmiast zostanie wykluczony z Polskiego Związku Łowieckiego, a do tego będzie miał postępowanie karne - zapowiada Krzysztof Kukulski, łowczy okręgowy i przewodniczący zarządu okręgowego PZŁ w Opolu.
