I to jako komentator, zaś sądowy sprawozdawca z rozpraw zarobiłby pewnie na samochód. Może akurat nie tej marki, jaką kiedyś reprezentował Tomasz Gąsiorek, ale zawsze.
Teraz poważnie. Od zabójstwa dyrektora w bydgoskim oddziale PZU minęły 22 lata. A i potem śmierć nie próżnowała. Pod koniec ostatniego procesu zabrała m.in. niejakiego „Szramkę” – wątpliwej jakości świadka koronnego, lecz zarazem najważniejszą kartę w niewielkiej w sumie talii świadków oskarżenia w tej sprawie.
Trzeba być niepoprawnym optymistą, by wierzyć, że coś jeszcze uda się odkryć, nieustannie grzebiąc w tych samych aktach. Chyba, że ktoś wierzy w możliwość obcowania ze zmarłymi. Albo przyjął założenie, że będzie odwoływał się od wyroku tak długo, jak pozwalają kodeksy, byle nie przyznać się do porażki.
Pytanie tylko, gdzie w tych sądowych potyczkach jest miejsce na interes oskarżonych. Trzech z nich w jednej z wcześniejszych rozpraw skazano na 25 lat więzienia. Nietrudno wyobrazić sobie, jak przez długie lata żyje się ze świadomością, że być może któregoś dnia kolejny skład sędziowski wyda taki sam wyrok.
