Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W charytatywnym rajdzie - w polonezach, nysie i dużym fiacie - wzięli udział również bydgoszczanie

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Ich „poldas” ma niemal tyle lat co oni. Ruszyli nim we wrześniu do Hiszpanii, by wspomóc domy dziecka. Udało się. Im, autu, dzieciom.

Wszystko zaczęło się od... żartu. Siedem lat temu grupa młodych przyjaciół ze Śląska wymyśliła, że byłoby zabawnie podjechać pod kasyno w Monte Carlo jakimś zdezelowanym gratem i rzucić parkingowemu kluczyk... Taki gest. Gest jednak efemeryczny, więc wkrótce zrobiło się poważniej. Postanowili namówić na udział w wyprawie ludzi, którzy dysponują samochodami „tylko komunistycznej koncepcji lub produkcji” - po to, by zwrócić uwagę sponsorów, którzy za oryginalną reklamę wspomogliby domy dziecka.
[break]

I tak, pierwszy Złombol w „sile” kilku sztuk dojechał rzeczywiście w 2007 roku do Monaco. Wyjazd starymi polonezami, wartburgami i żukami przyniósł 15 tys. złotych. Kilkanaście dni temu ze Złombola 2014, którego metę wyznaczono w hiszpańskim Lloret de Mar, powróciło - w różnym stanie technicznym i psychicznym - 400 załóg z całej Polski! Kilka z Bydgoszczy.
Trzech panów z Poldas Team - Maciej Szumiński, Michał Kordowski i Paweł Barańczak spotkało się właśnie z uczestnikami zajęć w DDP „Senior”, by opowiedzieć im o swojej 15-dniowej przygodzie z polonezem, wyprodukowanym (jeszcze w całości z polskich części) w 1993 roku.

- Udało nam się na starcie, w pięknym parku w Katowicach, zająć bardzo dobre miejsca - mówił Maciej Szumiński, kierownik wyprawy (wcześniej na Złombolach w Norwegii i Grecji). - Na miejscu spotkaliśmy zaprzyjaźnioną ekipę z Bydgoszczy, również w polonezie („Balkaneros”). Niestety, po starcie od razu pojawiły się kłopoty, co gorsza, spowodowane przez naszą nonszalancję i straciliśmy ładowanie. Co to znaczy na autostradzie, nie muszę tłumaczyć...

Trzeba zaznaczyć, że zgodnie z regulaminem, złombolowcy wiedzą, że muszą liczyć tylko na siebie. - Nie ma mechaników, lawety, nie ma psychologa, nie ma części, sprzęt, którym jedziemy, jest stary i zmęczony! Nie zapewniamy wodzireja, niańczenia, rozpatrywania skarg i zażaleń, demokracji, wygodnych noclegów ani dobrej pogody! - zastrzegają organizatorzy. Mało tego, żeby w ogóle wyjechać na rajd, trzeba zebrać co najmniej 1200 złotych od sponsorów. Pieniądze w 100 procentach są rozliczane wyłącznie na potrzeby domów dziecka. Nie wolno ich zbierać na żaden z elementów wyprawy - od zakupu auta (którego wartość też powinna wynosić około tysiąca złotych) po koszty jego ewentualnego holowania czy... złomowania w czasie podróży (bo notorycznie się zdarza, że któryś ze staruszków odmawia posłuszeństwa).

- Udało nam się uzbierać 1,5 tysiąca złotych - tłumaczy kierownik drużyny. - Samochód jest jednak więcej wart, bo nie chcieliśmy oszczędzać na bezpieczeństwie i dopłaciliśmy, na przykład, na nowe opony. Wielką pomoc zyskaliśmy też od uczniów bydgoskiego Zespołu Szkół Samochodowych, którzy przygotowali nieodpłatnie auto do podróży.

Seniorów z Leśnego interesowało dosłownie wszystko: od podziwianych po drodze zabytków, po urodę mieszkanek. - W podróży spędziliśmy 15 dni, co było naprawdę dużym wyzwaniem, bo każdy z nas ma niezły charakterek i bycie ze sobą w wielu kryzysowych sytuacjach, 24 godziny na dobę na tak małej przestrzeni mogło skończyć się dramatycznie. Ciągle jesteśmy jednak przyjaciółmi - żartuje Paweł Barańczak. Oprócz umiejętności radzenia sobie za kierownicą, każdy z panów wspomagał drużynę swoimi talentami. Maciej, były handlowiec, organizacyjnymi. Paweł, inżynier, technicznymi, Michał zaś, zawodowo związany z gastronomią w Szkocji - gotowaniem. I... tańcem. Były akrobata i tancerz breakdance został nawet na imprezie w Lloret de Mar wyzwany do bitwy na parkiecie.

Przejechali Czechy, Słowenię, zajechali do Chorwacji, Włoch, Monaco, Francji, dotarli do Hiszpanii. Spali czasem w samochodach, bo złombole zdominowali po drodze wiele kempingów. Zgubili dokumenty w Barcelonie, która poraziła ich poziomem zagrożenia ze strony złodziei i dilerów. Stracili niemal wszystkie zrobione zdjęcia. Po centrum Paryża kręcili się ponad dwie godziny, by wyjechać z najbardziej poplątanego komunikacyjnie śródmieścia w Europie. Po drodze do domu wjechali do Belgii i Holandii, by przekonać się tam, jak wygodna może być w takich kulturach starość. Po drodze z Niemiec ich „poldas” pokazał, że da jeszcze radę pojechać 120 kilometrów na godzinę. Ostatnią zmianę za kierownicą miał Michał.

- Przejechaliśmy 6300 kilometrów bez awarii. A przecież w Alpach i Pirenejach na poboczach gotowały się nawet nowe samochody dobrych firm. Auto dało radę, my daliśmy radę - ocenia. - Wyprawa kosztowała nas dużo kasy, wysiłku i poświęcenia, ale spotkaliśmy się w całej Europie z wielkim zainteresowaniem i dużą życzliwością. I przyniosła świetny skutek.
Złombole w tym roku zebrali dla domów dziecka ponad 700 tysiecy złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!