Do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy dotarła ekspertyza biegłego, który miał zrekonstruować przebieg wypadków w mieszkaniu w centrum miasta.
- Z opinii biegłego wynika to samo, co z poprzednich ekspertyz w procesie - mówi Wojciech Hermeliński, obrońca Macieja M. - Na podstawie śladów krwi na podłodze mieszkania, nie sposób odczytać, co takiego, po kolei wydarzyło się w mieszkaniu.
To Cię może też zainteresować
M. jest oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Poszkodowany przez niego mężczyzna trafił w 2017 roku do szpitala z przebitym płucem i przeciętym mięśniem ręki. To postępowanie z apelacji. Wcześniej M. został skazany na 3 lata więzienia.
Już jeden wyrok zapadł
Sąd apelacyjny w uzasadnieniu decyzji o skierowaniu sprawy do ponownego rozpoznania zaznacza m.in.: "Sąd Okręgowy bezrefleksyjnie odniósł się do relacji pokrzywdzonego i jego partnerki (...) czyniąc w oparciu o tak zawężony materiał, a przy tym oceniony do tego jeszcze sprzecznie z treścią artykułu 7 k.p.k (kodeksu postępowania karnego, red.) przesądzające ustalenie, co do zaatakowania pokrzywdzonego zaraz po otwarciu drzwi".
Pokrzywdzony przedstawił swoją relację w sądzie na jednej z pierwszych rozpraw w procesie.
- Poznałem Paulinę (byłą partnerkę M., red.) przez internet", mówił w sądzie pokrzywdzony. "Już bywałem u niej wcześniej. Tamtego dnia zaprosiła mnie do siebie. To było około godzimy 20-21. W mieszkaniu były jeszcze dzieci. Byłem trzeźwy. Nie spożywałem tego dnia alkoholu ani narkotyków - odpowiadał na pytania sędziego.
- Wszedłem, a ona przerażona zapytała, czy kogoś mijałem. Powiedziałem, że nikogo nie było. Powiedziała, że ma jakiegoś prześladowcę. Ktoś zaczął kopać w drzwi, szarpać klamkę. Powiedziałem, że zobaczę, kto to jest, że to załatwię, otworzę drzwi. Poszła do dzieciaków. Otworzyłem drzwi i dostałem nożem - mówił pokrzywdzony.
- Dostałem w lewą rękę i płuco. To już była walka o przetrwanie. Wycofywałem się do pokoju. Zamknąłem się tam. A oskarżony gdzieś poszedł. Chwilę poczekałem, wydawało mi się, że chodzi po domu. Wyszedłem i zobaczyłem, że on stoi w pokoju dziecięcym przed Pauliną z nożem - dodał mężczyzna.
Pokrzywdzony twierdzi, że wyszedł z mieszkania, a "drzwi się zatrzasnęły". Wtedy wezwał pogotowie i policję. Oskarżony miał wyjść z klatki schodowej i "gdzieś pójść".
Obrońca w pierwszym procesie wniósł o uniewinnienie M., poddając w wątpliwość, że to właśnie on był atakującym: - W sytuacji, kiedy jesteśmy atakowani potężnymi ciosami, sięgnięcie po nóż było odruchem obronnym.
Tymczasem z ustaleń prokuratury wynika, że to właśnie Maciej M. miał zadać cios nożem rywalowi, wcześniej jednak faktycznie przyjmując kilka mocnych ciosów w twarz od rywala. W efekcie doszło u niego do uszkodzenia czterech kości twarzoczaszki, w tym oczodołu i okolic jednej z zatok.
Jeszcze na wcześniejszym etapie sprawy adw. Wojciech Hermelin, obrońca M., pytał biegłą lekarkę, która prezentowała swoją opinię w sądzie: - Czy można przyjąć, że bokser, który w ringu przyjmuje potężny cios, doznaje utraty świadomości?
Lekarka jednak nie potrafiła odnieść się do tej okoliczności. Opinie biegłych, którzy zostali powołani w tej sprawie, miały posłużyć sądowi do ustalenia, czy doznane obrażenia głowy mogły mieć wpływ na stan jego świadomości.
Kolejna i jak przewiduje adwokat, ostatnia rozprawa w tym procesie, ma odbyć się 19 czerwca. Sąd uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji czynu z usiłowania zabójstwa na wyrządzenie trwałego uszczerbku na zdrowiu.
