Gubernator Kalifornii Jerry Brown ogłosił stan klęski żywiołowej w Napa i Sonomie. Dodał on, że sytuacja jest bardzo poważna i należy się liczyć z kolejnymi ofiarami i kolejnymi stratami.
Jedno ze źródeł ognia miało miejsce w rejonie Atlas Peak w hrabstwie Napa, tam w jednej niemal chwili pół setki domów poszło z dymem. Kolejne pożary wybuchły w na północ od Carneros, inne jeszcze niedaleko od Kenwood na południe od Santa Rosa w hrabstwie Sonoma.
Pożary w Kalifornii | Pożary w hrabstwach Napa i Sonoma
Ale najgorsze, jak uprzedzają strażacy, ma dopiero nadejść. Miejscowe media opisują liczące 175 tys. mieszkańców Santa Rosa, które nakazano mieszkańcom opuścić, jako miasto duchów. Nie działają tam szkoły, wszystkie zakłady pracy zostały pozamykane.
Z miasta musiano też w trybie nagłym wyprowadzić pacjentów oraz personel dwóch szpitali. Szkoły pozamykano w wielu miejscowych miastach i miasteczkach, strażacy bowiem wciąż nie mogą zapanować nad żywiołem. Meteorolodzy twierdza, że silne podmuchy wiatru przekraczające 100 km/h, które roznoszą płomienie, na razie nie ucichną.
Zdaniem specjalistów, powodem obecnej sytuacji jest kombinacja silnych wiatrów, niskiej wilgotności atmosfery oraz suchej pogody. Ostrzeżenia o możliwości wystąpienia kolejnych ognisk ognia dotarły do niemal wszystkich rejonów w okolicy San Francisco.
Jeden z właścicieli winnicy powiedział dziennikarzom gazety "Los Angeles Times", że z trudem on oraz jego rodzina uciekli przed pożarem. - Wydawało się, że nic się nie dzieje, nie było silnego wiatru, nagle przyszedł on z najmniej oczekiwanej strony i przyniósł ogień. To działo się tak szybko, iż trudno było się pozbierać, na szczęście udało się uciec przed ogniem – relacjonował Ken Moholt-Siebert.