<!** Image 3 align=none alt="Image 221586" sub="Na tym urządzeniu na placu zabaw na Błoniu doszło w maju do wypadku, w którym 6-letni Oskar (na zdjęciu z babcią Teresą), złamał rękę
Fot.: Dariusz Bloch">
**6-letni Oskar na miejskim placu zabaw złamał rękę na czymś, co jest plątaniną łańcuchów i kawałka deski. Z ręką będzie miał kłopot do końca życia. Ratusz pokazuje certyfikaty i życzy chłopcu powrotu do zdrowia. **
Siódmy maja tego roku. Miejski plac zabaw na skwerze Dunarowskiego na Błoniu. „Miejski” oznacza, że za wszystkie urządzenia i ich utrzymanie odpowiada Urząd Miasta. Sześcioletni Oskar jest na placu zabaw z babcią. Wchodzi na coś, co niby jest drabinką, a niby huśtawką. Taki kawałek deski zawieszony na łańcuchach. Pętla łańcucha zwisa spod deski tuż przy samej ziemi, chłopak zaplątuje się w nią, upada. Trzeba wezwać pogotowie.<!** reklama>
- Okazało się, że to złamanie nadkłykciowe lewej ręki - mówi Magdalena Chorzewska, matka Oskara. - Była potrzebna operacja, zakładano mu szyny, lekarze robili, co tylko było można.
Po 6 tygodniach Oskarowi zdjęto gips. Nie mógł wyprostować ręki i dwóch palców. Od wewnętrznej strony ramienia ma siniznę do dziś. Po rehabilitacji zaczął ruszać palcami, prostuje rękę. Co będzie dalej, nikt nie wie. - Ręka jest krzywa i nie jest to błąd lekarzy - mówi matka Oskara. - Niektórzy, z którymi się konsultowałam, zaczęli mówić o ponownym łamaniu kości i ich złożeniu. Ale na takie decyzje jest za wcześnie, syn rośnie.
Powinna być zakotwiczona?
Magdalena Chorzewska jest przekonana, że wypadek syna to konsekwencja złej budowy urządzenia na placu zabaw. - Są tam takie same dwie „bujawki” - mówi. - Spod jednej, tej z wypadku, zwisa łańcuch, spod drugiej -nie. Jeżeli to są urządzenia do zabawy dla dzieci w każdym wieku, to drabinka nie może zwisać luźno, powinna być zakotwiczona w podłożu.
Matka Oskara napisała do Urzędu Miasta pismo, w którym domagała się odszkodowania dla syna. Trafiło do ratusza 14 sierpnia. - Cisza, musieliśmy z mężem chodzić do urzędu domagać się odpowiedzi - opowiada Magdalena Chorzewska. Odpowiedź przyszła pod koniec września. Czytamy w niej m.in.: „Jest nam niezmiernie przykro z powodu cierpienia, jakiego doznał pani syn. Mamy nadzieję, że chłopiec szybko wróci do zdrowia”. Pod pismem podpisała się Hanna Pawlikowska, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej ratusza.
W dokumencie jest także mowa o tym, że plac zabaw na skwerze Dunarowskiego był kontrolowany& 7 maja. Czyli w dzień wypadku. Babcia Oskara, która była z nim na placu od rana do godz. 17 mówi: - Żadnej kontroli nie widziałam.
Wszystko jest zgodnie z przepisami
Za utrzymanie placów zabaw odpowiada miejska spółka „Bydgoszczanka”. Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta miasta, przysłała „Expressowi” skany z księgi kontroli placu tego dnia. Stwierdzono jedynie brak dwóch listew w innym urządzeniu. - Jest nam bardzo przykro z powodu tego wypadku, ale wszystkie urządzenia znajdujące się na miejskich placach zabaw i kupowane przez miasto podczas przetargów muszą mieć wymagane prawem pozwolenia i certyfikaty bezpieczeństwa - mówi dyrektor Hanna Pawlikowska. - Wszystkie urządzenia, zgodnie z przepisami, są kontrolowane raz w tygodniu, a wszelkie usterki, także te zgłaszane przez mieszkańców, są likwidowane.
Dyrektor wydziału podkreśla, że także „bujawka”, na której w maju Oskar złamał rękę, ma certyfikat. Nikt jej nie poprawił. Łańcuch jak zwisał, tak zwisa. - To nie może być tak, że jeśli ci państwo mówią, że urządzenie powinno być zakotwiczone w ziemi, to tak ma być& Dopuszczono je do użytku w takiej formie - mówi Hanna Pawlikowska.
- Decyzję o wypłacie odszkodowania podejmuje ubezpieczyciel - mówi rzecznik prezydenta. Czy ratusz przekazał sprawę ubezpieczalni, nie udało nam się dowiedzieć.
Matka Oskara złożyła w ratuszu kolejne pismo. - W rozmowie w urzędzie zapytano mnie, na ile wyceniam szkody - mówi. - Jak można na pieniądze przeliczać zdrowie dziecka?