Aleksandra Plucińska i Monika Lewandowska z Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy oraz Grzegorz Muszarski z Torunia otrzymają akty mianowania na urzędników służby cywilnej.
Być może wręczy je w listopadzie nowy premier - konstytucyjny zwierzchnik korpusu służby cywilnej.
Dołączą do elitarnej grupy urzędników mianowanych. Apolitycznych fachowców, przeznaczonych na kierownicze stanowiska, nieusuwalnych z urzędu (takie prawa ma jedynie komisja dyscyplinarna). Będzie ich w wojewódzkim urzędzie siedmiu. Siedmiu szczęśliwców, którym udało się przejść pomyślnie test kwalifikacyjny. Nie był łatwy. Ponad 4 tysiące urzędników walczyło o 1500 miejsc.Taki limit mianowań wyznaczono w ustawie budżetowej na 2005 rok.
Egzamin odbywał się jednocześnie w Warszawie i w Poznaniu, gdzie zdawali kujawsko-pomorscy urzędnicy. Nie był łatwy, trwał od rana do wieczora.
- Najpierw był sprawdzian wiedzy ogólnej - wspomina Monika Lewandowska - i testy na inteligencję (tu można było zdobyć 60 punktów). Potem była część pisemna, np. pisanie notatki na określony temat, dla ministra (30 pkt). Na końcu testowano naszą wiedzę o ustawach. 80 pytań, a za każde - jeden punkt. Żeby zasłużyć na mianowanie trzeba było zdobyć 123 punkty.
Obcego nie znają
Tylko kilka osób z naszego województwa pomyślnie przeszło kwalifikacyjny test, zaledwie 42 do niego przystąpiły. W innych województwach chętnych było znacznie więcej. Prawie 500 urzędników z Lubelskiego walczyło o 800-złotowy dodatek do pensji. Spośród 100 kandydatów tamtejszego wojewódzkiego urzędu status urzędnika mianowanego uzyskała jedna trzecia.
Czy strach przed oblaniem egzaminu paraliżuje kujawsko-pomorskich urzędników? A może to brak ambicji i chęć spokojnego doczekania emerytury? Bez wkuwania na pamięć ustaw, bez szlifowania języka. Polskiego i obcego.
- Język obcy to duża bariera - przyznaje Maciej Cichański - rzecznik Izby Skarbowej. - Aby przystąpić do egzaminu na urzędnika mianowanego trzeba mieć językowy certyfikat. A to kosztuje. W tym roku już nieco więcej naszych pracowników uczestniczy w językowych kursach. Na 221 zatrudnionych w Bydgoszczy, Toruniu i Włocławku mamy tylko jednego urzędnika mianowanego. W tegorocznym egzaminie startowało 11, ale tylko 4 go zdało.
Podobne bariery powstrzymują przed zrobieniem kariery w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Jego dyrektor generalny Antoni Baszyński jest najstarszym urzędnikiem mianowanym w urzędzie. Zaledwie rok temu taki status uzyskała Mariola Tatkowska. Urzędnikiem mianowanym jest Jerzy Szelągowski z delegatury w Toruniu, a także Maria Paliga z Bydgoszczy. To cztery osoby, do których w tym roku dołączą trzy kolejne. Mało, jak na 470 pracowników.
- Urzędnika nikt do egzaminu nie zmusza - wyjaśnia dyrektor Baszyński. - To wyłącznie jego decyzja, o której nie musi nas informować. Warunki przystąpienia do egzaminu precyzuje ustawa o służbie cywilnej. Trzeba mieć minimum dwa lata pracy w administracji publicznej, tytuł magistra, certyfikat z języka obcego itp. My nie musimy wiedzieć, kto startuje w konkursie. Niektórzy wolą się nie chwalić, licząc się z porażką. Są i tacy, którzy startują do skutku.
Idzie młodość
Dyrektor przyznaje, że o mianowanie chętniej zabiegają ludzie młodzi. Także tegoroczni wygrani to trzydziestolatkowie.
W ubiegłym roku Baszyński sam próbował agitować. - Zorganizowałem spotkania z dyrektorami wydziałów - mówi - Zaprosiłem na nie świeżo mianowaną urzędniczkę Mariolę Tatkowską, Chciałem by ją poznali, oswoili się z myślą, że taki egzamin każdy może zdać, że to nic strasznego. I chyba niewielu - konkluduje - sądząc po tegorocznym udziale - przekonałem.
Celnicy nierychliwi
Mianowanie nie nęci też urzędników celnych. - Nie mamy ani jednego o takim statusie - przyznaje Agata Radziejewska, rzecznik Izby Celnej w Toruniu. - Mundurowi nie muszą, bo po trzech latach pracy i tak przechodzą do służby stałej, a nasi cywile (jest ich około 100) to ludzie niezbyt młodzi i pewnie trochę się egzaminu boją. W tym roku też nie było chętnych.