Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uporczywe pobieranie życia

PIotr Schutta
Jak powiedzieć rodzinie zmarłego, że jego narządy nie muszą umrzeć; że mogą zostać pobrane do przeszczepu, ratując życie kilku osobom. Transplantologia wciąż jest u nas tematem drażliwym. Praca anestezjologa, który kwalifikuje potencjalnych dawców, to jak stąpanie po polu minowym.

Jak powiedzieć rodzinie zmarłego, że jego narządy nie muszą umrzeć; że mogą zostać pobrane do przeszczepu, ratując życie kilku osobom. Transplantologia wciąż jest u nas tematem drażliwym. Praca anestezjologa, który kwalifikuje potencjalnych dawców, to jak stąpanie po polu minowym.

<!** Image 2 align=right alt="Image 137171" sub="- Rozmawiamy z rodzinami o wyrażeniu przez nie zgody na pobranie od osoby zmarłej narządu do przeszczepu, chociaż w myśl prawa wystarczy brak udokumentowanego sprzeciwu, zgłoszonego przez pacjenta za jego życia - mówi dr Barbara Grabska-Jastrzębska ze Szpitala Powiatowego w Brodnicy / Fot. Paweł Kędzia">Anna ma 50 lat. Leży w jaskrawo oświetlonej sali, przykryta prześcieradłem. Oczy ma zamknięte. Można dotknąć delikatnie jej skóry i przekonać się, że jest ciepła. Jej głowę oplata sieć przewodów aparatury monitorującej i podtrzymującej życie. Klatka piersiowa unosi się i opada. Zielona kreska na monitorze EKG rysuje sekwencję krzywizn: serce pracuje. Wygląda to tak, jakby kobieta spała.

Ale Anna nie żyje i nic już tego nie zmieni. Jej

mózg jest martwy.

Wykres impulsów elektrycznych w korze mózgowej to linia prosta. Nie ma reakcji na dźwięk, oczy nie reagują na światło, ciało nie czuje bólu i nie wykazuje podstawowych odruchów. Nie ma śladu samodzielnego oddechu.

<!** reklama>„Centrala” w głowie Anny przestała działać i nie stymuluje już niczego - ani marzeń, ani pracy narządów. Kiedy zostanie odłączony respirator, klatka piersiowa przestanie się poruszać, a skóra straci naturalny kolor. Po kilkunastu minutach pracy na „rezerwach” tlenu,

zatrzyma się serce.

W dokumentacji medycznej będzie można zapisać, że zgon nastąpił w „mechanizmie śmierci mózgowej”. Stwierdzi to trzyosobowa komisja lekarska, po przeprowadzeniu drobiazgowych prób, powtórzonych w określonym odstępie czasu. Po takim orzeczeniu będzie można zapytać rodzinę pacjentki, czy zgadza się na pobranie jej narządów do przeszczepu. Od tej rozmowy zależeć będzie, czy u kogoś z długiej listy osób oczekujących na przeszczepienie zadzwoni telefon.

<!** reklama>- Zawsze staram się myśleć o tym, co sama chciałabym usłyszeć od lekarza, gdybym znalazła się w tej sytuacji. Każda rozmowa jest inna i każda jest trudna. Najtrudniejsze są te, gdy człowiek ponosi klęskę... - wzdycha dr Barbara Grabska-Jastrzębska, anestezjolog na oddziale intensywnej terapii szpitala w Brodnicy. Jedną z dwóch porażek, jakich doświadczyła, była rozmowa z matką zmarłego pacjenta. Odbywała się przez telefon i była krótka: - Nie zgadzam się. Bo nie.

<!** Image 3 align=right alt="Image 137171" sub="Bez koordynatorów transplantacji nie ma przeszczepiania narządów. W Pols-ce przypada... pół koordynatora na milion mieszkańców. W Hiszpanii - 6./ Fot. Piotr Schutta">- To było podwójnie przykre, bo w tej rodzinie ktoś wcześniej dostał nerkę - mówi lekarka. Przyznaje, że po każdym spotkaniu z rodziną potencjalnego dawcy narządów, czuje się jak po dziesięciokilometrowym biegu. - To zawsze wyzwala ogromne emocje, po obu stronach. Nigdy nie rozmawiam na korytarzu i nie popędzam, choć czas jest tu bardzo ważny. Narządy muszą być żywe, a one przecież z każdą chwilą zbliżają się do śmierci. My je tylko sztucznie podtrzymujemy.

Pierwszą kwalifikację dawcy dr Grabska-Jastrzębska przeprowadziła 7 lat temu. - Bałam się strasznie - wspomina. Inspiracją do tego, by oprócz zwykłej pracy anestezjologa zająć się koordynacją pobrań narządów do przeszczepu, było zdarzenie z początku kariery zawodowej. - Pracowałam wówczas w szpitalu we Włocławku - młoda lekarka z pierwszym stopniem specjalizacji. Którejś nocy przyjechał profesor Religa, aby pobrać narząd. Bardzo zazdrościłam lekarzom, którzy mogli w tym uczestniczyć. Gdy trafiłam do Brodnicy, w mojej głowie już kiełkowała myśl, żeby też spróbować. Często jest tak, że ktoś umiera i jako anestezjolog nie jestem w stanie mu pomóc. Ale jako koordynator transplantacyjny mogę pomóc komuś innemu, kto czeka na przeszczep - wyjaśnia dr Grabska-Jastrzębska.

Praca lekarza na oddziale intensywnej terapii wiąże się z przeżywaniem śmierci. Statystyki są nieubłagane: na oddziale intensywnej opieki medycznej kończy życie około 30-40 proc. pacjentów umierających w szpitalu. Większość odchodzi w klasyczny z punktu widzenia medycyny sposób, nazywa się to „mechanizmem śmierci krążeniowo-oddechowej”. Tylko niewielki odsetek ludzi umiera, doświadczając śmierci mózgowej. Tacy pacjenci są na ogół młodzi. Przyczyny ich zgonu są różne: wypadek komunikacyjny, tętniak mózgu, udar krwotoczny, samobójstwo. Dzięki rozwojowi medycyny, ciała tych ludzi, podtrzymywane sztucznie przy życiu, służą współczesnej transplantologii. Mimo że mózg nie pracuje, bije serce, krąży krew, funkcjonują narządy. Z drugiej jednak strony, w takich okolicznościach rodzinie zmarłego trudno jest pogodzić się z rozpoznaniem śmierci. Odłączenie od respiratora traktują jak zabójstwo, nie przyjmując do wiadomości, że bez stymulacji mózgu, ciało człowieka nieuchronnie obumiera i nie zatrzyma tego żadna aparatura podtrzymująca życie.

- Mimo prób klinicznych potwierdzających śmierć pnia mózgu, rodzina widzi wykres bicia serca i dotyka ciepłe ciało. Trudno w śmierć uwierzyć. Jeszcze trudniej, gdy w wyniku odruchu rdzeniowego zmarły usiądzie na łóżku, co wcale nie jest takim rzadkim zjawiskiem. Nazywa się to objawem Łazarza - mówi dr Przemysław Michna ze Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy. Jest anestezjologiem intensywistą i koordynatorem transplantacyjnym. Łączy role trudne z pozoru do pogodzenia.

- Walczę o każdego pacjenta. Każda śmierć to dla mnie przegrana - tłumaczy. Temat pobrania narządów w ogóle się nie pojawia, dopóki istnieje najmniejsza szansa uratowania chorego. Rozmowy o pobraniu narządów można rozpocząć dopiero po komisyjnym orzeczeniu śmierci mózgu. Ale nie rozpoczyna się ich od razu. Żonie zmarłego przed chwilą pacjenta nie można powiedzieć: „Pani mąż umarł. Czy zgodzi się pani na pobranie jego narządów?"

Dopiero od 3 lat istnieje w Polsce

Studium Koordynatorów

Transplantacyjnych uczące, jak się zachować w takiej sytuacji; jak oddzielić rozmowę o śmierci od tematu narządów do pobrania; jak opowiedzieć o końcu życia zrozumiale i bez trudnych terminów medycznych; jak wreszcie słuchać rodziny pacjenta i umieć wczuć się w jej emocje. Podstawą są zajęcia z psychologiem, w których w części praktycznej uczestniczy zawodowy aktor odgrywający rolę kogoś z rodziny.

- Żeby otrzymać od rodziny zgodę na pobranie, trzeba wejść z nią w kontakt i nawiązać więź. To ogromny wysiłek emocjonalny - mówi psycholog Anna Krawulska-Ptaszyńska, od 13 lat zajmująca się tym tematem. Nie kryje, że w wielu polskich szpitalach lekarze nie są zainteresowani kwalifikowaniem potencjalnych zmarłych dawców ani szkoleniami w tym zakresie.

- To była młoda kobieta, strasznie rozpaczała po śmierci matki. Krzyczała: Ratujcie ją! To już koniec? Przecież serce jeszcze bije - wspomina to zdarzenie dr Michna. Gdy znalazł się wraz z kobietą w gabinecie, powiedział nieśmiało, że narządy jej mamy mogą uratować kilka osób. Zaskoczony usłyszał: „tak”. Jako koordynator słyszał je już kilkadziesiąt razy.

Transplantologia

Zgoda domniemana

Gdyby nie pobieranie narządów od zmarłych dawców, polska transplantologia nie miałaby racji bytu, bowiem przeszczepy rodzinne to w Polsce nadal margines. Dla porównania: W 2008 r. pobrano narządy od 427 dawców zmarłych i 41 żywych. Dwa lata wcześniej nasza medycyna transplantacyjna zaczęła przeżywać kryzys związany ze spadkiem pobrań od osób zmarłych, co wprost przekłada się na dramatyczny spadek liczby przeszczepień. Statystycznie, co dziesiąta rodzina nie godzi się na pobranie organów zmarłej osoby bliskiej, ale są szpitale, w których odsetek odmów wynosi nawet do 30 proc. We wrześniu br. na różne narządy czekało około 2 tys. pacjentów.

Szacuje się, że w Polsce jest około 200 przeszkolonych koordynatorów transplantacyjnych. Dopiero rok temu zawiązali oni stowarzyszenie branżowe. Są to lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci itp. Funkcja koordynatora jest dla większości z nich zajęciem dodatkowym, wykonywanym niemal społecznie. Szpitale nie mają dla nich etatów, bo brakuje pieniędzy.

Kwestię pobierania narządów od osób zmarłych reguluje w Polsce zasada tzw. zgody domniemanej. Jeśli za życia nie zgłosiliśmy sprzeciwu w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów Poltransplantu, oznacza to, że zgadzamy się na pobranie narządów po naszej śmierci. To jednak tylko teoria. W praktyce żaden z polskich lekarzy nie odważy się wszcząć procedury kwalifikacyjnej bez uzyskania aprobaty rodziny. Wiedząc, jak trudny to temat, większość medyków nawet nie próbuje o tym rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!