Lot samolotu linii Aerolíneas Argentinas zamienił się w jednej chwili w horror, gdy nad Atlantykiem dopadły go turbulencje. Pasażerami miotało, były krzyki, przekleństwa i modlitwy o ratunek.
Potworne turbulencje
Pasażerowie maszyny, która wystartowała z Madrytu i zmierzała do Buenos Aires zapamiętają ten lot na długo. 18 października przypominać im będzie najgorsze chwile. Na pokładzie Airbusa A330 było 271 pasażerów i 13 członków załogi.
Turbulencje rozpoczęły się siedem godzin po starcie u wybrzeży Brazylii. Na wysokości 11 500 metrów lot zamienił się w horror. Większość pasażerów wtedy spała. Kiedy zaczęły się turbulencje wpadli w panikę. Ci, którzy nie mieli zapiętych pasów uderzali w sufit i ściany kabiny. Co najmniej 12 osób zostało rannych, trzy trafiły później do szpitala z ciężkimi obrażeniami. Jedna z osób miała złamany nos.
Bezpieczne lądowanie
Samolot ostatecznie wylądował bezpiecznie w Buenos Aires, cztery i pół godziny po rozpoczęciu turbulencji. W rozmowie z „El Pais” pasażer Adrian Torres powiedział: "Prawie wszyscy spaliśmy, samolot zaczął się trząść i powiedziałem kolegom: zapnijcie pasy! Po chwili maszyna runęła, wpadła w wibracje".
Pan Torres ma kilka siniaków, jego koleżanka opłaciła lot złamanym nosem. Inna pasażerka Esperanza Borrás, dodała, że nie było ostrzeżenia o turbulencjach, uderzyła głową o sufit i złamała przegrodę nosową.
