https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Umierać nie chce nikt

Pojawił się w styczniu, trzy niepozorne punkciki pod skórą. Płakała, jeden tydzień, drugi, a rak zjadał jej nogę. Czuła, jak nowotwór rozrasta się z każdą sekundą, pożerając mięśnie uda.

Pojawił się w styczniu, trzy niepozorne punkciki pod skórą. Płakała, jeden tydzień, drugi, a rak zjadał jej nogę. Czuła, jak nowotwór rozrasta się z każdą sekundą, pożerając mięśnie uda.

Image 2498- Czułam, jak idzie po kolanie. I czekałam. Na operację. Czekanie było najgorsze. Myślałam, że stracę nogę i że zaczną się przerzuty do innych narządów - Patrycja jest 25-letnią zgrabną blondynką o dużych, wyrazistych oczach. O tym, że ma mięsaka, jedną z najbardziej złośliwych postaci raka, dowiedziała się w maju. Dziś, tydzień po zabiegu, nie przypomina tamtej Patrycji - załamanej, wystraszonej, której świat zwalił się na głowę.

Dziewczyna uśmiecha się. - Pewnego dnia spojrzałam na męża, na dzieci i przestałam płakać. Powiedziałam sobie, że jestem bardziej złośliwa niż ten mięsak i nie dam się.

Punkty albo życie

Młode małżeństwo. Dwa miesiące po ślubie kobieta dowiaduje się, że wykryto u niej guz na jajniku. Nie będzie mogła mieć dzieci.

Narzeczeni. Ślub niedługo. Mają ruszyć przygotowania do wesela. I nagle - rak piersi. Narzeczony przychodzi do szpitala, ale o małżeństwie już nie rozmawia.

- Większość ludzi nie umie sobie z tym poradzić. Szukają winnych, buntują się, mają żal. Chcą być zdrowi, ale nic nie chcą wiedzieć o chorobie. To normalne reakcje - opowiada Hanna Matuszczak, jeden z kilku psychologów opiekujących się pacjentami w bydgoskim Centrum Onkologii.

Strach - przed śmiercią, przed bólem, przed niewiadomym - tak jest na początku. Kiedy już człowiek się z nim upora, zaczyna walczyć z chorobą i swoimi lękami. I dzięki postępom medycyny coraz częściej wygrywa. Co z tego? Przegrywa z czasem, bo w Narodowym Funduszu Zdrowia brakuje pieniędzy.

Wtorek, 19 lipca. Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Na większości oddziałów i w poradniach miesięczny limit przyjęć i zabiegów przyznany przez NFZ wyczerpał się już 10 lipca (szpital nie powinien przyjąć ani jednego pacjenta więcej). 23-letnia dziewczyna w ciąży czeka przed sekretariatem na oddziale chirurgii. Ma raka. W zatłoczonej poradni na dole otrzymała skierowanie na operację. Młody lekarz napisał: „pilne!” W ciągu tygodnia, najpóźniej dwóch, guz powinien zostać wycięty.

Sekretarka ordynatora chirurgii otwiera zeszyt przyjęć. Najbliższy wolny termin - wrzesień!

- I co ja mam tej dziewczynie powiedzieć?! Przyjedź we wrześniu? - ordynator Wojciech Zegarski, energiczny, konkretny, ratował ludzi z beznadziejnych sytuacji. Teraz musi przeliczać wszystko na punkty, które przyznaje NFZ i godzić się z bezradnością, bo jakkolwiek by liczył, zawsze zabraknie. Każda operacja to 300-500 punktów. Jak w grze komputerowej - nie ma punktów, nie ma ruchu. Nie wolno operować.

Pacjenci do poprawki

- Trzustki, przełyki, przerzuty do wątroby - wylicza dr Zegarski. - To nie są jakieś dyrdymały. 90 procent przypadków to same złośliwe nowotwory, konkretny rak. A ja, zamiast koncentrować się na leczeniu ludzi, muszę się zastanawiać, jak manewrować punkcikami. Paranoja.

Patrycja: - Mięsak szybko atakuje. Trochę poźniej by mnie zoperowano, a do końca roku by mnie nie było.

Oddział Chirurgii Onkologicznej CO w Bydgoszczy przeprowadza rocznie ponad tysiąc operacji, w leczeniu nowotworów jelita grubego notuje rewelacyjny 60-procentowy odsetek wyleczalności. Interwencja chirurga to w chorobie nowotworowej pierwszy i podstawowy ruch. Dobrze zoperowany guz daje 100-procentową szansę na wyzdrowienie. Do Bydgoszczy z każdym rokiem przyjeżdża coraz więcej pacjentów spoza regionu „do docięcia”.

Rak to nie grypa

Są z całej Polski, niezadowoleni z efektów terapii w innych szpitalach. Ale macierzyste oddziały NFZ nie chcą za nich płacić. Tylko za ten rok winne są bydgoskiemu szpitalowi 5 mln zł.

- Przyjeżdża do nas pacjent z daleka i okazuje się, że został źle zoperowany, bo albo usunięto mu za mało węzłów chłonnych i teraz są przerzuty, albo zabieg wykonano pochopnie, bez wszystkich badań - mówi dr Zegarski.

Ewa spod Włocławka leży na chemioterapii. Często się uśmiecha, lubi żartować. Walczy od 3 lat. Rak jajnika, a teraz przerzut do opłucnej. Z kroplówki sączy się pomarańczowy płyn. Jedna butelka warta jest 15 tysięcy. Dzisiaj na chwilę smutnieje. Mąż przyniósł wyniki badania markerami. Spadły tylko o 100 punktów.

Jan Zieliński z Torunia, ekonomista. Sześć lat temu zdiagnozowano u niego nowotwór jelita grubego. Operacja, trzy lata spokoju i, niestety, wznowienie choroby. Kolejna operacja i chemioterapia. Raz w miesiącu kładzie się do szpitala na trzy dni i przez 36 godzin leży pod kroplówką. Ale nadal pracuje, nie traci optymizmu.

- To nie jest grypa, czy złamana noga. To jest walka na śmierć i życie - ordynator oddziału chemioterapii dr Jerzy Tujakowski, z niepokojem myśli o najbliższych miesiącach. W październiku albo listopadzie zabraknie pieniędzy na podstawowe leki w terapii raka jajnika. Preparatów z wysokospecjalistycznych programów już brakuje. - Jest młoda kobieta, którą można by wyleczyć całkowicie, ale będę musiał jej podać stare leki. Ich skuteczność jest dużo mniejsza - dodaje ze smutkiem.

Nie poddam się

Image 2499Ryszard Młynarz z Ciechocinka mówi szeptem. To przez guz na fałdach głosowych i przez naświetlania. Ale po zakończeniu radioterapii głos po jakimś czasie wróci. Głos jest tu zresztą najmniej ważny. - Mam 100 procent szans na wyleczenie. Nie lubię przegrywać, nie poddam się - mówi.

Genowefa Dowgiałło choruje od niedawna. Rak jelita.

- Chce pani wiedzieć wszystko? - zapytał ją w czerwcu lekarz z olsztyńskiego szpitala.

- Z początku myślałam, że jestem skreślona - mówi kobieta. Dziś wie, na pewno - chciałaby żyć. Dla wnuków, dla dzieci.

Na przyjęcie na oddział radioterapii czeka w kolejce ponad 200 osób. Czekających przybywa. Najbliższe wolne terminy? Za trzy miesiące. Na oddział dzwonią rozwścieczeni pacjenci. 25-latek przekonuje, że jemu zabiegi należą się najbardziej, bo jest młody i ma życie przed sobą. 60-latek nie może zrozumieć, że nie ma pieniędzy na jego terapię. - Całe życie skladki płaciłem - krzyczy. Też nie chce umierać.

Dr Ewa Ziółkowska, ordynator oddziału radioterapii: - Ta sytuacja to skandal. Co miesiąc od siedmiu do dziesięciu osób nam umiera, bo nie doczekało się przyjęcia na oddział.

Trabant zamiast mercedesa

W poniedziałek, 18 lipca, zamknięto oddział onkologii, gdzie przeprowadzano m.in. diagnostykę i leczono powikłania. Te punkty przeznaczono na chemio- i radioterapię. Ale już są sygnały, że brakuje miejsca dla nowych pacjentów wymagających diagnozy. Odsyłani są do innych, mniej wyspecjalizowanych szpitali i tam płaci za nich NFZ. Niby na jedno wychodzi, a jednak nie.

- To tak, jakby ktoś miał w garażu nowego mercedesa i wymagającego napraw starego trabanta i uparłby się, że jednak będzie jeździł trabantem - wtrąca dygresję dr Zegarski. Swoich studentów, przyszłych chirurgów, uczy wyczynowej jazdy mercedesem.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski