Marynarz pracował na jachcie Lady Anastasia od 10 lat. Właścicielem jachtu jest obywatel Rosji Aleksander Mijeew, były szef Rosyjskiej Korporacji Śmigłowców, produkującej maszyny bojowe. Od 2016 r. Rosjanin zajmuje się eksportem broni w holdingu o nazwie Rostec.
Na statku otworzył duży zawór w maszynowni i drugi w innym przedziale, w którym mieszka załoga. Zamknął zawory paliwa i wyłączył prąd, żeby nie było wycieków. Poinformował trzech członków załogi, aby opuścili statek i zaczęli krzyczeć, że zwariował. Przypomniał im, że oni też są Ukraińcami i że ich ojczyzna została zaatakowana. Powiedział im też, że weźmie na siebie pełną odpowiedzialność.
Został zatrzymany. Gdy przybyła policja, marynarz powiedział: „Właścicielem tego statku jest przestępca, który zarabia na życie ze sprzedaży broni, która teraz zabija Ukraińców" - cytuje słowa marynarza hiszpański portal Ultimahora.
W sądzie Ukrainiec powiedział, że zrobił to dlatego, że właściciel statku jest odpowiedzialny za produkcję broni, za pomocą której atakowany jest jego kraj. Opowiedział o tym, że zobaczył w telewizji rosyjski pocisk uderzający w blok, w którym mieszkają cywile. "Głowica nie wybuchła, ale ponad pięć pięter zostało zniszczonych" – mówił. Wiedział, że to pocisk manewrujący wyprodukowany przez firmę jego szefa i z tego powodu wrócił na statek i otworzył zawór.
W niedzielę marynarz został wypuszczony przez sędziego. Na koniec procesu będzie oczekiwał na wolności.
Ultimahora.es
