W Bydgoszczy i regionie są grupy rekonstrukcji historycznej, które „bawią się” w SS. Uczestniczą w inscenizacjach, ale czy przy okazji nie propagują faszyzmu?
<!** Image 3 align=none alt="Image 195538" sub="„SS-mani” z bydgoskich grup rekonstrukcyjnych są zapraszani, między innymi na inscenizacje do bydgoskiego „Exploseum”. Fot.: Tadeusz Pawłowski">
Członkowie grup, z którymi rozmawialiśmy, zdecydowanie odżegnują się od związków z ideologią nazistowską. Powtarzają jak mantrę: co innego rekonstruowanie historii, a co innego propagowanie totalitaryzmu. A także: ktoś musi w czasie rekonstrukcji grać złych Niemców. <!** reklama>
Bez fanatyków i alkoholu
Piotr Kryn, szef GRH „Wiking” w czasie rekonstrukcji ubiera się w mundur Dywizji Waffen SS „Wiking”, która „wsławiła się” między innymi zbrodniami na ludności cywilnej w Warszawie. - Do naszej grupy nie mają wstępu osoby zafascynowane faszyzmem. Nie toleruję też picia alkoholu w czasie inscenizacji - zapewnia Kryn.
- Jeśli ktoś myśli, że mam w domu ołtarzyk z Hitlerem, to zapraszam do siebie - żartuje Ryszard Majchrzak, szef GRH „Nordland”. Ta grupa odwołuje się do tradycji jednostki o niemieckiej nazwie SS-Freiwilligen-Panzergrenadier-Division „Nordland”, złożonej m.in. z Estończyków i Łotyszy.
Rekonstruktorzy wolny czas poświęcają na pogłębianie wiedzy o „macierzystych” jednostkach. Po całym świecie szukają ekwipunku. Można go znaleźć również w Internecie.
Bydgoski producent replik umundurowania reklamuje np. komplet obszyć SS-Prinz Eugen z nazistowskim orłem na czele. Cena - 125 złotych. „Przedmioty mające znak swastyki lub inne znaki faszystowskie, mają jedynie charakter kolekcjonerski lub są przeznaczone do rekonstrukcji historycznej!!! W żaden sposób nie propagują ani nie nawołują do ideologii faszystowskiej!!!!!!” - zapewnia wielkimi literami sprzedawca (pisownia oryginalna). Kiedy dzwonimy pod wskazany numer i pytamy, gdzie widzi granicę między propagowaniem a handlem symbolami faszystowskimi, mężczyzna mówi, że nie będzie o tym rozmawiał i odkłada słuchawkę.
Polskie prawo zabrania propagowania faszystowskiego i innych totalitarnych ustrojów państwa. Za takie przestępstwo grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Tej samej karze podlega, „kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w par. 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej”.
W Niemczech by nie pochodzili
Więc producenci faszystowskich (ale też komunistycznych, np. koszulek z sierpem i młotem) gadżetów są wyjęci spod prawa? Niekoniecznie. Wykorzystują bowiem inny zapis art. 256 k.k.: który zwalnia od odpowiedzialności karnej, jeżeli ktoś „dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej”. Ale czy sama deklaracja o takim przeznaczeniu swastyk, sierpów i młotów wystarcza? - Grupy rekonstrukcyjne, nawiązujące do formacji uznanych za zbrodnicze, jak Waffen SS, to śliski temat. W prawnej ocenie trzeba brać pod uwagę przede wszystkim zamiar. Niewątpliwie jednak w Niemczech panowie w takich mundurach długo by sobie nie pochodzili - mówi prokurator Włodzimierz Marszałkowski, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe.