- Nie spodziewaliśmy się, że pójdzie tak łatwo, tym bardziej że mieliśmy sporo wolnego czasu w związku ze świętami i sylwestrem. Nastawialiśmy się naprawdę na bardzo ciężki mecz. Astoria charakteryzuje się tym, że zawsze walczy od pierwszej do ostatniej minuty, a dziś wyglądała jakoś słabo. Jeśli chodzi o nas, to zagraliśmy dobrze. Gdy Astoria zacieśniała „trumnę”, to my trafialiśmy za trzy punkty. To im zupełnie podcięło skrzydła. My mamy szeroki wyrównany skład, minuty się rozkładają, niemal wszyscy są groźni z dystansu i to było widać na parkiecie - powiedział nam Jakub Dłuski, środkowy Miasta Szkła, wychowanek Astorii, który w ciągu niespełna 18 minut na parkiecie zdobył 8 punktów, miał 7 zbiórek i 4 asysty.
Rzeczywiście. Skuteczność gości z obwodu była naprawdę imponująca. Trafili 15 „trójek” na 36 prób. Na to gospodarze nie znaleźli recepty.
Problemem bydgoskiego zespołu już od pewnego czasu jest postawa graczy rezerwowych. Można powiedzieć im dalej w las, tym gorzej. Punkty zdobyte przez zmienników mówią wszystko 9-52. Szczególnie niepokojąca jest forma Mikołaja Groda, który coraz mniej wnosi do gry Astorii. W konfrontacji z Miastem Szkła spędził na boisku 21,37 min, oddał 4 niecelne rzuty z gry, trafił jeden wolny, miał 4 zbiórki i 2 przechwyty. To, jak na tego zawodnika, dorobek zdecydowanie za skromny.
Ozdobą tego meczu była akcja kapitana zespołu, Pawła Lewandowskiego. Bydgoski rozgrywający w ostatniej sekundzie I kwarty trafił „hakiem” z połowy boiska. Piłka uderzyła w tablicę, kilka razy zakręciła się w obręczy i wpadła do siatki. I to były jedyny rodzynek w tym mocno zakalcowatym cieście, jakim uraczyli kibiców gracze „Asty”.
Szansa na rehabilitacji będzie już w najbliższą sobotę, kiedy to zajmująca 9. miejsce Astoria (bilans 7-9) w Artego Arenie zmierzy się ze Zniczem Pruszków (10-6). Początek o godz. 19.00.