Kilkanaście tysięcy ton niebezpiecznych śmieci leży w magazynach i pod gołym niebem na terenie dawnej wytwórni styropianu „Genderka” w Tarkowie Dolnym, 20 km od Bydgoszczy. - Strach tu żyć - mówią mieszkańcy.
<!** Image 3 align=none alt="Image 218190" sub="Groźne chemikalia zatruwają okolicę, a służby sanitarne nie mogą nic zrobić, bo firma Jendrus, na terenie której leżą niebezpieczne odpady, zamknęła bramy na cztery spusty i nie interesuje się problemem Fot.: Tomasz Czachorowski">
Właściciel wydzierżawił je spółce „Jendrus” z Budzynia, a ta zapełniła hale i teren obok nich toksycznymi odpadami i... zapadła się pod ziemię.
- Strach tu żyć! - skarżą się mieszkańcy Tarkowa. Piszą do urzędów, prokuratury, ABW... - Znikąd nie mamy pomocy - ubolewają. Upał sprawia, że mieszanki chemikaliów parują, drażnią nosy, gryzą w oczy. Ludzie tracą oddech, mdleją lub tracą koncentrację i stają się nerwowi. - Gdzie są służby sanitarne i ochrony środowiska? Za co biorą pieniądze, skoro nie potrafią zapobiec skażeniu terenu i truciu tego, co jeszcze żyje!? - pytają zdesperowani mieszkańcy.
- Robimy, co możemy, czyli prowadzimy stałą korespondencję z firmą Jendrus. Wysyłamy im informację, że będziemy w Tarkowie, by zobaczyć, jak realizują nasze decyzje. Obiecują, że przyjadą i... nikt się nie stawia - tłumaczy Zygmunt Michalak, dyrektor wydziału ochrony środowiska w bydgoskim starostwie, które wydało wielkopolskiej spółce zgodę na zbiórkę i składowanie niebezpiecznych odpadów.
- Przecież nie zerwiemy kłódki i nie wejdziemy tam bez zgody firmy Jendrus, bo może nas oskarżyć - mówi Małgorzata Kwaśniewska z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Bombardowani skargami przerażonych mieszkańców inspektorzy WIOŚ ograniczyli się więc do... zrobienia zdjęć zza płotu. - Potwierdziło się, że firma składuje odpady poza halami. Nie wiemy, jakie, ale wygląda to groźnie - przyznaje Kwaśniewska.
<!** reklama>
Gdyby urzędnicy zadali sobie trud obejścia składowiska ze wszystkich stron, dostrzegliby dziurę, którą wchodzą szabrownicy.
- Przychodzą nocą, często pijani. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy jakiś niedopałek papierosa trafi w chemiczne opary - dzielą się obawami mieszkańcy Tarkowa.
Pracę szabrowników widać na składowisku gołym okiem. Pootwierali na oścież bramy magazynów wyładowanych po sufit: chemikaliami, resztkami farb, lakierów, rozpuszczalników. Niektóre pojemniki są uszkodzone. Widać, że złomiarzom wpadła w oko metalowa obudowa ogromnych baniaków z napisem „koagulant żelazowy” (żrący środek do oczyszczania ścieków), więc ją zabrali, wyrzucając otwarty i pogięty pojemnik. Na zewnątrz - góry porozrywanych worków. Z jednych wysypuje się jakiś proszek, z innych wypływa cuchnąca maź. Z uszkodzonych pojemników wyciekają płyny, łączą się z deszczówką i spływają rynienkami do gruntu. Metalowych klap od studzienek kanalizacyjnych szabrownicy też nie oszczędzili, więc głębokie otwory o półmetrowej średnicy stoją otworem.