Niebawem wielu właścicieli - zwłaszcza starych kamienic - może się zdziwić. Wodociągi zaczęły porządkować umowy. Może się okazać, że odpowiemy za kanalizację także... poza swoją działką.
Zamieszanie może dotyczyć budynków, które mają tzw. punkt zrzutu ścieków - studzienki czy szamba - poza ogrodzonym terenem nieruchomości. Skutek może być oczywisty - przy awarii przyłącza kanalizacyjnego to właściciele kamienicy a nie Miejskie Wodociągi i Kanalizacja będą płacić za naprawę. A koszty mogą być niemałe i sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. <!** reklama>
- Powstał u nas nowy dział księgowości majątkowej, który zajmuje się starymi umowami - tłumaczy Marek Jankowiak, rzecznik MWiK. - Nasze działania to w jakiejś mierze efekt zaleceń pokontrolnych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nakazał, żeby umieszczać w starszych umowach wyraźne zapisy, czyją własnością jest kanał ściekowy np. do ulicznej studzienki.
Dobrze, dopóki działa
Problem dotyczy głównie tych umów i inwestycji, które powstały do roku 1990.
- Było wtedy tak, że właściciel budował przyłącze, oddawał je miastu, a ono przekazywało je wodociągom - tłumaczy rzecznik MWiK. - W latach 90. istniała więc pewna dobrowolność. Teoria była taka, że część przyłącza należała do kogoś, a inna część do kogoś innego. Jeśli wszystko działało, było w porządku. Jeśli zdarzała się awaria, dochodziło do awantur, bo nie było wiadomo, kto i za czyje pieniądze ma ją usunąć.
Teraz jest tak, że nowe przyłącza buduje właściciel, a miasto i wodociągi nie są zainteresowane ich przejęciem.
Ile umów MWiK musi zweryfikować, nie wiadomo. Trudno też powiedzieć, kiedy proces się zakończy. - Prace trwają. To żmudne zajęcie - mówi Marek Jankowiak.
Najwięcej stracą na nowych umowach właściciele starych budynków i kamienic. Często bowiem jest tak, że studzienka ściekowa danego obiektu znajduje się nie tylko poza obrysem działki, na której stoi, ale jest np. na środku ruchliwej jezdni.
Jakakolwiek awaria takiego przyłącza pociągnie za sobą konieczność występowania o zajęcie pasa drogowego, wynajęcie firmy i zapłacenie za naprawę. A koszty - w zależności od rodzaju awarii, mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Trzech do jednej
Dopiero teraz wodociągi mogą powoli korygować stan prawny instalacji, za które odpowiadają. A jest co porządkować. Okazuje się, że na części umów w ogóle nie ma śladu po przyłączach kanalizacyjnych albo brakuje dokumentacji przekazania ich MWiK.
Bywają też drastyczne przypadki omijania przepisów. Na przykład w umowie widnieje tylko jedna studzienka dla jednej kamienicy. Po kontroli okazuje się, że trafiają do niej ścieki także z dwóch sąsiednich budynków.