https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Tu się żyje całkiem jak w Afryce

Katarzyna Malinowska-Mańk
Najbardziej martwiła się o córkę. Inny kraj, nieznany język, nowa szkoła. Te obawy - na szczęście - okazały się bezpodstawne. - Jestem pod wrażeniem, jak Syanne szybko odnalazła się w polskiej kulturze - mówi Nazia, żona Artura Cieciórskiego, tancerza i zwycięzcy You Can Dance, która w grudniu przeprowadziła się ze Stanów Zjednoczonych do Torunia.

Najbardziej martwiła się o córkę. Inny kraj, nieznany język, nowa szkoła. Te obawy - na szczęście - okazały się bezpodstawne. - Jestem pod wrażeniem, jak Syanne szybko odnalazła się w polskiej kulturze - mówi Nazia, żona Artura Cieciórskiego, tancerza i zwycięzcy You Can Dance, która w grudniu przeprowadziła się ze Stanów Zjednoczonych do Torunia.

<!** Image 2 align=right alt="Image 141814" sub="W wolnych chwilach Syanne, Nazia i Artur grają w „Sorry”, planszową grę, którą dostali pod choinkę. Zasada jest jedna - grając mówią po polsku. To świetny sposób na naukę języka">- Miało tu być przeraźliwie zimno. Znajomi radzili wziąć ciepłe rzeczy. Mówili też, że czas w Polsce zatrzymał się po wojnie, a Polacy kompletnie nie mają gustu - uśmiecha się Nazia. - A okazało się, że śniegu tutaj jak na lekarstwo, temperatury ledwo schodzą poniżej zera, stara architektura zachwyca, a artystycznego zmysłu niejednemu można pozazdrościć.

 Amerykanie nie mylili się co do dwóch spraw - gościnności Polaków i ekstremalnych warunków na drogach. - Bo jak inaczej można nazwać wyprzedzanie na trzeciego na wąskiej jezdni? - pyta Nazia. Miała okazję prowadzić samochód do Warszawy. Przez godzinę męczyła się, by wyprzedzić ciężarówkę. W końcu poddała się i oddała kierownicę Arturowi. - To był koszmar! Bałam się patrzeć na drogę, ale ze strachu nie mogłam też zamknąć oczu.

<!** reklama>Zdążyła się już przekonać, że polskim kierowcom brakuje uprzejmości. - Przepuszczam kogoś, a ten nawet nie kiwnie głową! A jak się zagapię, od razu słyszę klaksony!

<!** Image 3 align=right alt="Image 141814" >Nazia przyznaje też, że dużo nerwów straciła podczas samotnej podróży pociągiem do mieszkającej w Poznaniu przyjaciółki.

- Przez zamarznięte szyby wagonu nic nie było widać! Do dziś nie mam pojęcia, skąd ludzie wiedzieli, na której stacji wysiąść. Chociaż konduktor powinien informować, jaka będzie następna miejscowość - Nazia nie może zrozumieć tego pozostawiania pasażerów samym sobie. Na szczęście w pociągu znalazły się dobre dusze, które wskazały odpowiednią stację.

Co innego słynna polska gościnność. Nazia i jej dziewięcioletnia córka Syanne do Polski przeprowadziły się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Miały więc okazję poznać jej wyjątkową, bo świąteczną, siłę.

<!** Image 4 align=right alt="Image 141814" sub="Syanne w swoim pokoju. Ostatnio zafascynowała się kulą, która ma wewnątrz „pioruny”">Wołowy ogon z sadzą

- Stoły uginały się od jedzenia. Pierogi, bigos, ryby, dużo mięsa oraz ciasta - wylicza Nazia. - To były dla nas naprawdę wyjątkowe święta. Po pierwsze, w końcu spędziliśmy je razem w swoim domu, po drugie - choinka, dzielenie się opłatkiem, kolędowanie - to było dla nas nowe doświadczenie.

Nazia przeszła na katolicyzm w wieku 19 lat, kiedy przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych z Zimbabwe, gdzie się urodziła. Wcześniej była muzułmanką, bo takiego wyznania był jej ojciec.

- Chociaż już w Stanach obchodziliśmy święta, nie były one tak uroczyste jak tu - wspomina Nazia. - Pierwszy raz dzieliliśmy się opłatkiem, kiedy mama Artura przysłała go razem z kartką pocztą.

W te święta nie pozostała dłużna i wniosła na polski stół trochę afrykańskiej tradycji. Przygotowała wołowy ogon z sadzą (to coś w rodzaju sosu kukurydzianego).

- Ile się nabiegaliśmy, żeby kupić ten ogon - śmieje się żona Artura Cieciórskiego. - W sklepach robili wielkie oczy. Ale w końcu się udało. Wszyscy jedli, chyba im smakowało.

<!** Image 5 align=right alt="Image 141814" sub="Pierwszego dnia szkoły na Syanne czekał w klasie powitalny plakat">Nazia przyznaje, że wszystko jest teraz nowe i ekscytujące. W końcu po prawie dwóch latach rozłąki z Arturem znowu są razem. Nie zdarzyły się im jeszcze żadne przykre niespodzianki. Wręcz przeciwnie. Z przejawami sympatii spotykają się na każdym kroku. - Jest tak wszędzie: w sklepie, na osiedlu, na ulicy - zapewnia świeżo upieczona torunianka. - Jednak zdaję sobie sprawę, że to głównie przez Artura, który jest rozpoznawalny.

Decyzja o przeprowadzce do Polski nie była łatwa. Nazia wiedziała, że nie musi się martwić o mieszkanie i pieniądze, jednak ciężko było jej rozstać się z rodziną. Bardzo martwiła się też o córkę. Dla małej Syanne taka zmiana mogła być prawdziwym szokiem. Nowa szkoła, inny kraj, trudny język. Okazało się, że obawy były bezpodstawne.

- Jestem pod wrażeniem, jak szybko córka się tu zaaklimatyzowała - dodaje Nazia. - Dla niej jakby nie ma żadnej różnicy. Bariera językowa nie istnieje. W razie czego dogaduje się na migi. Ale nie tylko o język tu chodzi. Syanne w mgnieniu oka odnalazła się w nowej kulturze.

Dziewczynka chodzi do Społecznej Szkoły Podstawowej w Toruniu. W czasie kiedy inni uczą się języka angielskiego, ona ma lekcje polskiego.

<!** Image 6 align=right alt="Image 141814" sub="Chociaż Syanne nie zna jeszcze dobrze języka polskiego, zawsze może liczyć na pomoc. Troskliwą opieką otoczyła ją wychowawczyni Sylwia Małecka">- Najbardziej boli mnie to, że nie mogę pomoc jej w lekcjach - przyznaje mama Syanne. - Bez Artura nie dałabym rady. W kryzysowych sytuacjach pomaga nam jego mama. Co prawda, nie mówi po angielsku, ale na gesty też można się porozumieć.

Nazia widzi sporo różnic między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Podkreśla jednak, że Polska przypomina jej Afrykę. - Za oceanem każdego nazywa się przyjacielem, tutaj na taki przydomek zasługują nieliczni. Tak jest też w Afryce. Do osób starszych nie mówi się po imieniu i poważnie podchodzi się do nauki - mówi. - Odnalazłam w Polsce kawałek mojej ojczyzny, czuję się tu jak w domu.

Kurą domową nie będzie

Na razie Nazia zamierza skupić się na nauce języka polskiego. Słownik to jej biblia. W Stanach pracowała jako księgowa. Dziś ma świadomość, że do pracy prędko nie pójdzie, ale - jak zapewnia - kurą domową nie będzie. Chce oddać się malarskiej pasji. Będąc w Afryce, malowała nowoczesne budynki i drapacze chmur, które znała z telewizji. Kiedy już zamieszkała w Stanach, zatęskniła za ojczyzną. Swoje uczucia uwieczniała na płótnie. Pędzle, farby, sztalugi - wszystko to włożyła do wielkiej paczki, która teraz płynie po oceanie w kierunku Polski. Gdy tu dotrze, Nazia weźmie się do malowania. Czy Polska pojawi się na jej obrazach? Czas pokaże.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski