https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzydzieści godzin może być za mało

Monika Żuchlińska
- Za poprawkę egzaminu na „prawko” niech płacą autoszkoły - proponują szefowie ośrodków egzaminujących kierowców. - Czy to wina nauczyciela, że uczeń oblewa maturę? - pytają instruktorzy.

- Za poprawkę egzaminu na „prawko” niech płacą autoszkoły - proponują szefowie ośrodków egzaminujących kierowców. - Czy to wina nauczyciela, że uczeń oblewa maturę? - pytają instruktorzy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 85680" sub="Nie więcej niż 30 procent zdaje egzamin na prawo jazdy za pierwszym razem. Dyrektorzy ośrodków ruchu drogowego chcieliby, aby za poprawki płacili instruktorzy jazdy. Pomysł - jak na razie - nie znalazł akceptacji ministerstwa / Fot. Dariusz Bloch">Autorem pomysłu jest dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi, który uważa, że złemu przygotowaniu kierowców winne są szkoły jazdy. Opiera się na statystykach, z których wynika, że za pierwszym razem egzamin zdaje mniej niż 30 procent kursantów, a 40 procent tych, którzy oblali, nie potrafiło wykonać podstawowych zadań na placu manewrowym. Kontrowersyjna idea znajduje poparcie u szefów innych WORD. - Pomysł bardzo mi się podoba - przyznaje Tadeusz Kondrusiewicz, dyrektor bydgoskiego ośrodka. - Teraz wszyscy całą winę zrzucają na egzaminatorów, a nikt nie zastanawia się nad tym, jak do jazdy przygotowani są kursanci. Wielu z nich ma problemy z opanowaniem samochodu, nie potrafi włączać się do ruchu, o dynamice jazdy nie wspominając, niektórzy nie znają nawet znaków drogowych. Są też tacy, którzy jeździć potrafią, ale ich umiejętności pożera stres. Szkoły jazdy powinny uczyć, jak paraliżujący strach pokonać - twierdzi dyrektor i dodaje, że od ponad roku egzaminowani mogą korzystać z porad tutejszego psychologa. Specjalista wysłucha i doradzi, a nawet na specjalne życzenie kursanta może być obecny podczas egzaminu.

<!** reklama>Pomysły egzaminatorów podobają się kursantom, ale nie instruktorom. - Trudno o większy absurd. Czy to wina nauczyciela, że uczeń oblewa maturę? A czy adwokat płaci klientowi za to, że przegrał w sądzie? - retorycznie pyta Mirosław Tomacki, instruktor nauki jazdy. - 30 godzin to minimum, które musi „wyjeździć” kursant, ale nikt nie daje gwarancji, że to wystarczy, by nauczyć się jeździć. Wiele osób płaci za kurs i oczekuje, że przez ten czas zdobędą tę umiejętność. To jest możliwe, gdy osoba nie ma lęku przed samochodem, ma koordynację ruchu, zna auto. Gdy jednak kurs zaczyna ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z samochodem, nie potrafi nawet jeździć na rowerze, to się nie może udać. Tymczasem instruktor, który mówi klientowi, że nie potrafi jeździć i powinien dokupić dodatkowe godziny, postrzegany jest jako „wyciągacz” kasy. Klient idzie na egzamin, oblewa i ja mam być temu winny?

Wprowadzenie pomysłu dyrektora łódzkiego WORD wymaga jednak zmian ustawowych, na co nie ma na razie akceptacji Ministerstwa Infrastruktury.

Warto wiedzieć

  • WORD prowadzi statystyki zdawalności kursantów wszystkich ośrodków nauki jazdy. Dane, na podstawie pierwszego podejścia, publikuje na swojej stronie www.word.bydgoszcz.pl
  • Około 50 procent zdawalności (dane za I kwartał 2008 roku) zanotowały tylko 3 z 47 bydgoskich ośrodków jazdy: Andrzeja Tomasa, Tornado i Szkolmot.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski