Chirurgia, hematologia i ginekologia to specjalizacje, których lekarze najczęściej nie mieszczą się w limitach narzuconych przez NFZ. - Pacjent ma nowotwór. Ma czekać kilka miesięcy? - pytają.
<!** Image 2 align=right alt="Image 130310" sub="Chirurdzy należą do specjalistów, którzy najczęściej przekraczają limity NFZ / Fot. Archiwum">Bydgoscy medycy przed tego typu wyborami stają kilka razy dziennie. Profesor Arkadiusz Jawień, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Biziela nie odsyła pacjentów, którzy wymagają natychmiastowej pomocy, do kolejki. Zarządzana przez niego klinika w lipcu miała 25 proc. nadwykonań, a w sierpniu 15 proc.
Lecz i płać
Za nadwyżkę finansowo odpowiedział sam kierownik kliniki, któremu obcięto pensję. Podobny los spotkał jeszcze kilku ordynatorów tego szpitala. To wynik zarządzenia, które w styczniu tego roku wydał dyrektor szpitala, Andrzej Motuk.
- Zrobiłem to, gdy otrzymaliśmy sygnały z NFZ, że sytuacja się pogarsza i nie wiadomo było, czy nasz szpital bez płynności finansowej będzie w stanie pokryć dodatkowe koszty. W obecnej naszej sytuacji takie nadwykonania odbieram jak cios w plecy - mówi dyrektor. - Od moich pracowników oczekuję dyscypliny w kwestiach finansowych - dodaje.
<!** reklama>- Od kilku tygodni muszę tłumaczyć się przed pacjentami, których nie mogę przyjąć. Nie tłumaczy się dyrektor szpitala czy NFZ, bo pacjenci nie przychodzą do nich, a bezpośrednio do mnie. Po co więc inwestujemy w sprzęt, staramy się wprowadzić i utrzymać jak najwyższe standardy, skoro nie możemy ich wykorzystać, bo NFZ chce dawać wszystkim po równo? W takich sytuacjach zaczynam zadawać sobie pytanie, po co tak naprawdę zostałem lekarzem - mówi profesor Jawień.
Blisko 20 procent jego wakacyjnych nadwykonań z pewnością wzrośnie, gdy wkrótce z urlopów wrócą wszyscy specjaliści i klinika będzie miała normalne moce przerobowe.
Nadwykonania są praktycznie w każdej dziedzinie. - Widoczne są też w hematologii, ginekologii i położnictwie, jednak najbardziej właśnie w chirurgii, gdzie stanowią dwie trzecie wszystkich nadliczbowych procedur - wyjaśnia dyrektor Motuk.
Kryzys w NFZ
- Do budżetu NFZ wpływają mniejsze pieniądze ze składek niż zakładaliśmy. Co roku tworzymy plan finansowy, z którego musimy się wywiązać. Płacimy więc jedynie za świadczenia nielimitowane - na przykład porody i sytuacje ratujące życie - wyjaśnia Barbara Nawrocka, rzeczniczka kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ. Przypomina, że kolejki oczekujących na zabiegi są na całym świecie. - Pacjent ma możliwość wyboru miejsca, w którym będzie leczony, jeżeli w danym szpitalu trzeba czekać na zabieg zbyt długo, może wybrać miejsce, gdzie kolejka jest krótsza - wyjaśnia rzeczniczka.
Przekroczone limity to nie tylko problem „biziela”. Podobnie jest w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim, gdzie każdy z oddziałów ma średnio około 15-20 procent nadwykonań. Przodują chirurgia i okulistyka. - Zaćma nie jest klasyfikowana jako zagrażająca życiu. A jeśli pacjent nie zauważy samochodu i zostanie przez niego potrącony? - pyta dr hab. Krzysztof Motyl, zastępca dyrektora szpitala do spraw lecznictwa i twierdzi, że wyjście z sytuacji istnieje. - To nieprawda, że gdyby bogatsi pacjenci płacili za zabiegi, biedniejsi nie mieliby dostępu do leczenia. Gdyby ludzie zamożni sami finansowali swoje leczenie, skróciłaby się kolejka oczekujących na zabiegi kontraktowe - i dodaje, że chętnych do płacenia za usługi nie brakuje. Takich praktyk zakazuje jednak umowa z NFZ.
Nadwykonania występują w całym kraju, oprócz województwa mazowieckiego, najbogatszego w Polce, gdzie lekarze nie wyrabiają limitów. Wszystko za sprawą algorytmu, według którego dzielone są pieniądze na służbę zdrowia: im wyższe dochody na głowę mieszkańca województwa, tym większy budżet oddziału NFZ.