W hali „Łuczniczka” 25 stycznia o godz. 20.00 rozpocznie się koncert The Australian Pink Floyd Show.
<!** Image 2 align=none alt="Image 164951" sub="Słowo „show” w nazwie The Australian Pink Floyd Show zobowiązuje zespół do występów pełnych fajerwerków">Gdy w 1988 r. zaczynali pogrywać w rodzimych pubach, nikt nie przypuszczał, że miłość australijskich muzyków do zespołu Pink Floyd wyniesie ich tak wysoko. Przede wszystkim jednak kazała im nieustannie się doskonalić i dopiero to stało się kluczem do sukcesu. Dziś o The Australian Pink Floyd Show mówi się, że to najlepszy tribute band (zespół odtwarzający muzykę innej grupy) na świecie. A są i tacy, którzy twierdzą, że Australijczycy grają lepiej od oryginału!
<!** reklama>Jak to możliwe? Po pierwsze: członkowie TAPFS (Steve Mac - gitara, śpiew, Jason Sawford - klawisze, Colin Wilson - bas, śpiew, Paul Boney - perkusja) są bardzo dobrymi muzykami, po drugie, szlifując przez lata materiał Pink Floyd doszli do perfekcji, po trzecie, pracują z nimi oświetleniowiec i akustyk floydów, po czwarte, rozwój techniki pozwolił sięgnąć po nieznane kapeli Gilmoura i Watersa nowinki. Wystarczy zacytować Steve Maca, który mówi o tegorocznej trasie: „Będzie ona najdroższym widowiskiem w naszej historii, a dla fanów przygotowaliśmy kilka wyjątkowych niespodzianek, w tym efekty w systemie 3D oraz kwadrofoniczny dźwięk. Nigdy nie byliśmy tak mocni!” A my dodajmy, że publiczność zostanie wyposażona w specjalne okulary do odbioru wizualizacji w 3D.
Najbardziej wystrzałowa oprawa koncertu nie zdetronizuje nieśmiertelnych utworów Pink Floyd, dlatego tak wartościowe jest błogosławieństwo Davida Gilmoura dla australijskiego zespołu trybutowego. Dziwiącym się, że podobnego nie udzielił Roger Waters wszystko powinna wyjaśnić zapowiedź wielkiej trasy koncertowej „The Wall - Live”, w którą muzyk rusza nie pomijając Polski. (k)
