Miało być dobrze. Miały być pieniądze za ciężką, ale uczciwą pracę. Około tysiąc euro miesięcznie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 4152" >Okazało się, że zamiast tego są uzbrojeni ochroniarze, drut kolczasty i obora, w której pracownicy musieli mieszkać.
Część z pracowników na plantacji pomidorów pod włoskim Orta Nova wyjechała za pośrednictwem Grażyny S. z Torunia. Przeciwko niej przez sądem toczy się już postępowanie za podobne oszustwo.
W całym kraju
Grażyna S. swoją działalność prowadziła w różnych częściach Polski. Do toruńskiej prokuratury wpłynęły niedawno akta podobnej sprawy z jednej z prokuratur w województwie warmińsko-mazurskim. Zastępca prokuratora rejonowego Prokuratury Centrum-Zachód w Toruniu, Artur Krauze, prosi jednak o nieujawnianie szczegółów postępowania dla dobra śledztwa.
- Mogę tylko powiedzieć, że pokrzywdzeni przez tę panią są studenci z Polski północno-wschodniej, którzy mieli wyjechać do Francji na zbieranie brzoskwiń - mówi prokurator Krauze. - Nasza prokuratura już w ubiegłym roku złożyła w sądzie wniosek o ukaranie Grażyny S. karą pozbawienia wolności na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Postępowaniem przed sądem Grażyna S. jednak zbytnio się nie przejmowała. Nadal organizowała wyjazdy do pracy za granicą. Z czasem jednak zmieniła metodę działania. Nie ograniczała się wyłącznie do wyłudzania „zaliczek” za pracę (wynosiły one zazwyczaj od 200 do 300 złotych). Zaczęła pośredniczyć w przygotowywaniu wyjazdów do pracy niewolniczej. Ci, którzy zdecydowali się na wyjazd, zamiast na plantację, trafiali do miejsca przypominającego obóz pracy.
W oborze i pod namiotem
Najgłośniejszym echem odbiła się sprawa plantacji pod Orta Nova we Włoszech, gdzie około 100 pracowników pilnowanych było przez uzbrojonych strażników. Jedni mieszkali w baraku, który w przeszłości był oborą, a inni spędzali noce pod namiotami. Nie dostawali wynagrodzenia. Za wszystko - od transportu na pola, po ciepłą wodę (której nie mieli) musieli płacić. Kilku z nich uciekło z plantacji i powiadomili o wszystkim włoską policję. Na miejscu pojawili się karabinierzy, którzy uwolnili pracowników. Do Orta Nova przyjechała polska konsul we Włoszech. Zaś we włoskich mediach natychmiast pojawiły się informacje, że w całej Italii w podobnych warunkach może pracować jeszcze około 20 tysięcy osób, w tym około 7 tysięcy Polaków.
- Próbowaliśmy odzyskać nasze pieniądze - mówi Zygmunt G. ze Świecia, który w prokuraturze złożył już zeznania obciążające Grażynę S. - Poszliśmy do tej pani najpierw po prośbie. Pokazała nam SMS-y od ludzi, którzy jej w nich ubliżali za zorganizowanie niewolniczej pracy. Ona sama twierdziła, że jest tym zaskoczona i nie miała pojęcia, że oferowana przez nią praca tak wygląda. Kiedy zapowiedzieliśmy jej, że pójdziemy do prokuratury, chyba trochę się przestraszyła. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jeśli wycofam sprawę, to ona odda mi pieniądze.
Kiedy kilka dni temu kontaktowaliśmy się z Grażyną S. pod pozorem szukania pracy we Francji, usłyszeliśmy, że „jest w stanie pomóc, ale nie w tej chwili, bo musi wyjaśnić kilka spraw”. Wczoraj Grażyna S. zapewniała nas, że z organizowaniem pracy na Zachodzie nie ma nic wspólnego.
- Ja nigdy niczego nie organizowałam, a najwyżej pośredniczyłam - twierdziła wczoraj Grażyna S. - Dla mnie temat wyjazdów do pracy za granicą jest zamknięty. W tej chwili nie mam z nimi nic wspólnego.